sobota, 6 lipca 2013

Rozdział XVIII

Wylądowaliśmy w ciemnej uliczce. Rozejrzałam się. Byliśmy prawdopodobnie gdzieś w centrum  Paryża. Słyszałam hałas samochodów. Było dość ciemno, gdyż w uliczce jakiej wylądowaliśmy nie było latarni. Można powiedzieć, że to ślepy zaułek. Byłam lekko mówiąc otumaniona nagłym spotkaniem śmierciożerców i szybką teleportacją.
- Draco, udało się - uśmiechnęłam. Spojrzałam na niego. Z mojej twarzy szybko zszedł uśmiech. Jego biała koszula barwiła się na szkarłat. Zaśmiał się nerwowo. Mimo to zobaczyłam na jego twarzy zaciśnięty uśmiech.
- Ta suka musiała czymś we mnie trafić - trzymał się za ramię.
- Zaraz udzielę ci pierwszej pomocy - zaczęłam grzebać w mojej niesamowitej torebce ze wszystkim. W nerwach nie mogłam nic znaleźć.
- Nic mi nie jest - wykrzywił się.
- Właśnie widzę, na chwilę schowaj Malfoyowską dumę - nawet na niego nie zerknęłam. - Muszę jakoś ratować mojego przyszłego męża - powiedziałam próbując się uspokoić. Zauważyłam na jego twarzy uśmiech. Chyba jest zadowolony, że przyjęłam jego oświadczyny. Kochany, nie wie na co się pisze.
- To był kompletny spontan - powiedział. Zdziwiłam się, ale również zrobiło mi się smutno. Wyglądało, że całkiem przypadkowo stwierdził, że chce spędzić resztę życia ze mną.
- Miałem ci się oświadczyć w Paryżu - dodał widząc moją minę. Prychnęłam oburzona, ale jednak z ulgą. Dalej grzebałam w mojej kopertówce. Wkurzona wyjęłam różdżkę:
- Accio apteczka - powiedziałam. Po chwili do rąk wleciała mi pomniejszona, biała skrzynka. Powiększyłam ją. Zajęłam się jego raną. Miał dość głębokie rozcięcie wzdłuż obojczyka. Po kilku minutach skończyłam. Szybkim zaklęciem oczyściłam jego koszulę i pomogłam mu ją nałożyć wraz z marynarką.
- Postaraj się nie ruszać. Zatamowałam krwawienie, ale jeśli zaczniesz szarżować wykrwawisz mi się tu. Porządnie zajmę się tą raną w bardziej sterylizowanym miejscu - tłumaczyłam mu to jak małemu dziecku. - Gdzie jest nasz hotel? - Dodałam optrzepując dłonie.
- Aniele, chodź - mruknął wpatrując się we mnie jak zaczarowany. Podał mi rękę i teleportowaliśmy się pod same drzwi, co za niespodzianka pięciogwiazdkowego hotelu. Draco załatwił klucze i po krótkiej przejażdżce windą byliśmy w swoim apartamencie na ostatnim piętrze. Oczywiście, pan geniusz francuski też znał.  Złapałam go za zdrową rękę i posadziłam na łóżku. Jego duma nie pozwalała sobie pomóc.
- Nie ruszaj się - powiedziałam jak zobaczyłam, że sam chce ściągnąć swoje ubranie. Z torebki wyciągnęłam maść, która powodowała natychmiastowe gojenie i wcześniej przygotowany eliksir leczniczy. Podeszłam do niego i delikatnie zdjęłam z niego marynarkę i koszulę.
- Przyszła pani Malfoy mnie rozbiera, kuszące - uśmiechnął się zadziornie mimo bólu. Spodobało mi się wyrażenie pani Malfoy.
- Hermiona Malfoy, nie najgorzej - myślałam głośno. Zaczęłam smarować jego ranę.
- Nie nienajgorzej tylko pięknie - sprostował. - To się leczy - zdziwił się szybkim efektem leku.
- Sama to opracowałam - uśmiechnęłam się. Widziałam jego zaskoczoną minę. - Chcę myć magomedykiem - wyjaśniłam.
- Masz ambicje - zagwizdał. Nalałam mu eliksiru.
- Wypij. Caałe - Zaakcentowałam przedłużając sylabę. Zerknął na napój. Nie wyglądał zachęcająco. Pomarańczowa breja.  - Nie pytaj co to jest - dodałam.
- Zachęcające - mruknął. Mimo to wypił całe to cholerstwo. Gdy skończył odetchnął głęboko. Podałam mu wodę do popicia. - Skąd ty to w ogóle masz? - Zdziwił się.
- Pozorny zawsze ubezpieczony - pokazałam mu język.
- Jeśli będziesz mnie faszerować takimi dobrymi rzeczami... - nie dokończył widząc mój karcący wzrok. - Kocham cię - mruknął potulnie.
- Przeze mnie zmieniasz się w pantoflarza - stwierdziłam znajdując w swojej torebce moją koszulkę nocną i najważniejsze kosmetyki.
- Jakoś nad tym nie ubolewam - usłyszałam. Zaśmiałam się.
- Niestety, Diabeł tak - powiedziałam przez śmiech. Zawtórował mi.
- Nie martw się. Roxi zrobi z nim porządek - zostawiłam to bez komentarza, po czym udałam się do łazienki. Oczywiście Draco wynajął tak luksusowy hotel, że mieliśmy tutaj dwie oddzielne łazienki, dlatego gdy skończyłam wieczorną toaletę zastałam go już śpiącego w łóżku. Sama położyłam się obok niego i odpłynęłam do krainy Morfeusza.
***
Obudziły mnie pierwsze promienie słońca. Był świt. Jakoś niesamowicie dobrze mi się spało.
- Cześć kwiatuszku - poczułam, że Malfoy odgarnia kosmyk moich włosów. Odwróciłam się w jego stronę.
- Jaki plan na dziś? - Zapytałam ziewając.
- Musimy się teleportować do Londynu, gdzie spotkamy się z resztą. Do jutra jesteśmy tutaj, a potem lecimy do Tokio - przedstawił plan.
- Do Japonii?! - Nie mogłam uwierzyć. Ucieszyłam się jak głupia.
- Tak - podniósł się z łóżka. - Tylko tutaj cię zaskoczę - zrobił dramatyczną pauzę, choć wcale mu taka nie wyszła - nie znam ani jednego słowa po japońsku, będziesz robić za tłumacza ze słownikiem w ręku - zaśmiał się. Zerwałam się z łóżka z nową dawką energii.
- Daijōbu - zwróciłam mu uwagę. Machnięciem różdżki zaścieliłam nasze łóżka i Accio przywołałam zestaw ubrań dla siebie i niego z mojej pojemnej torebki. Musiałam je powiększyć.
- Co to znaczy? - Zdziwił się innym językiem padającym z moich ust.
- W porządku - wyjaśniłam.
- Czyli jednak słownika nie potrzebujemy? - Zapytał, ale nie odpowiedziałam tylko uśmiechnęłam się pod nosem. Podałam mu zwykłe jeansy i szary podkoszulek, czystą bieliznę i trampki poskładane w kostkę. Dla siebie miałam przygotowane jasne jeansy, czerwoną, szeroką bluzkę z rękawami trzy czwarte. W ciągu kilku minut wzięłam odświeżający prysznic w łazience. Zaklęciem szybko i ładnie z moich włosów ułożyłam koczek i zrobiłam sobie prawie niewidoczny makijaż. Nałożyłam beżowe trampki. Zauważyłam, że Draco jest już ubrany.
- Mówisz po japońsku? - Blondyn wrócił do wcześniejszego tematu.
- W stopniu komunikatywnym, więc się dogadamy w tej Japonii - uśmiechnęłam się. - Idziemy na dół zjeść śniadanie?
- Oczywiście - powiedział gdy wychodziliśmy z pokoju. Zabrałam, ze sobą swoją torebkę i różdżkę, żeby później nie wracać się na górę.
- Po co ci japoński? - Chyba go zainteresowałam.
- Jestem otaku* - na tym postanowiłam zakończyć temat. - Jak chcesz wiedzieć co to jest to podpowiem ci, że mugolski Internet nie gryzie - dodałam gdy winda poinformowała nas sygnałem dźwiękowym, że jesteśmy na parterze. Nie odezwał się, czyli jednak chce posłużyć się komputerem i sprawdzić co to znaczy. W duchu zaśmiałam się, że aż tak wpływam na Malfoy'a z krwi i kości, że dotknie się mugolskich urządzeń. Zjedliśmy typowo paryskie śniadanie.
- Ile czasu mamy do spotkania w Londynie? - Zapytałam.
- Jakąś godzinę. Możemy pójść na taras widokowy wieży Eiffel, a jak wrócimy może zechcesz zobaczyć Luwr - zaproponował. Kiwnęłam głową na zgodę. Po kilku minutach spaceru doszliśmy do naszego celu. Nawet nie musieliśmy czekać długo w kolejce. Mogłam rozkoszować się panoramą Paryża.
- Obiecaj mi, że kiedyś tu przyjedziemy - powiedziałam do przytulonego do mnie Dracona.
- Obiecuję - szepnął łaskocząc mnie w płatek ucha. Spędziliśmy tam jeszcze kilka chwil. Niestety czas nas gonił i musieliśmy się teleportować do Londynu. W tym celu udaliśmy się do najbliższej ślepej i ciemnej uliczki jaką udało nam się znaleźć co nie było zbytnio trudne. Chwyciliśmy się za ręce i wyobraziliśmy sobie Gimmauld Place 12. Po chwili byliśmy tuż przed tym budynkiem. Weszliśmy do środka. Dracon był tu pierwszy raz, więc pociągnęłam go za rękę do kuchni i jednocześnie sali narad Zakonu Feniksa. Zauważyłam, że wszyscy już tam są.
- Dziewczyny! - Mój pisk był trochę za głośny. Rzuciłam się w ramiona Roxi, Rudej i Jenny. Po chwili z pierwszego piętra zbiegła Lev, z którą też przywitałam się dość ciepło.
- O nas zapomniałaś? - Usłyszałam zabawny komentarz Zabiniego.
- Stęskniłam się za tobą Diable - przytuliłam go, a później Harrego, Ron i Nevilla.
- Co tam w Hogwarcie? - Zapytał Smok. Wszystkim zrzedły miny.
- Nieciekawie - mruknął Blaise. Jednak coś przykuło jego wzrok.
- Ja pierdolę. Smoku, ty kretynie! - Zaczął iść w moją stronę. - Czy ciebie można zostawić chociaż na chwilę tak, żebyś nie wpakował się w jakieś kłopoty? - Patrzył na mnie.
- O co ci chodzi? - Zdziwił się mój chłopak. Diabeł złapał za moją rękę i przyjrzał się pierścionkowi.
- Oświadczyłeś się, ty skretyniały pantoflarzu? - Dokładnie oglądał moją rękę. Chyba chciał się upewnić czy nie pomylił ręki czy palca. Czułam się jak okaz w zoo. Wszyscy przypatrywali się nam w ciszy.
- Tak, mamy zamiar się pobrać - westchnął cicho. Pisk jaki wtedy nas ogarnął był niesamowity. Znowu zapanowało zamieszanie gdyż każdy chciał nam pogratulować. Tylko Zabini się boczył i dalej mamrotał pod nosem jakim to trzeba być idiotą, aby dać się zamknąć w obrączki.
- Ludzie, ale to nastąpi jeśli przeżyjemy, więc proponuję przejść do konkretów - przerwałam cały ten szum. Usiedliśmy przy stole.
- Ustaliliśmy, że Voldemort ma siedem horkruksów. Dziennik Toma Riddle'a, pierścień Marvolo Gaunta, Medalion Salazara Slytherina, Puchar Helgi Hufflepuff, Diadem Roweny Ravenclaw, wąż Voldemorta Nagini - wymienił Harry.
- Wymieniłeś sześć. Dlaczego jeden pominąłeś? - Zapytała Lavender.
- Dowiedziałem się tego ostatnio i jestem tego pewien prawie w stu procentach. W 1981 gdy zaklęcie Avady odbiło się ode mnie Voldemort został zabity. Właściwie to tylko cząstka jego duchy, która była umieszczona w jego ciele. Musiała znaleźć coś w czym się ulokuje - wyjaśnił. Zakryłam usta dłonią. To nie może być prawda. Pokręciłam głową.
- Nie mów, że w tobie?! - Pisnęłam przerażona. Reszta zorientowała się co to oznacza w praktyce.
- Tak, muszę zginąć, żeby on też umarł - mówił to jakże spokojnie. Ginny rzuciła mu się w ramiona.
- Nie, ja nie pozwolę... - zaczęła płakać.
- Przepraszam cię, ale tak musi być. Ja już się z tym pogodziłem. I proszę was, żebyśmy na razie o tym nie mówili. Są ważniejsze sprawy do omówienia - przytulił Rudą do swojego ramienia.
- Ile z nich trzeba zniszczyć? - Zapytał Zabini.
- Oprócz mnie została jeszcze Nagini, Diadem Roweny, który chyba jest w zamku i Medalion Salazara Slytherina, który mamy ze sobą - wskazał na Rona, który z szyi zdjął wielki, żółtawy naszyjnik.
- My go zniszczymy. Ktoś musi zająć się diademem w szkole - wtrącił się Rudy patrząc w stronę Zabiniego i Nevilla, którzy po tej naradzie wracają do Hogwartu.
- Nie ma sprawy. Tylko mi powiedz jak to cholerstwo zniszczyć - Diabeł uśmiechnął się zadziornie.
- Mieczem Gryffindora, który mamy w posiadaniu lub kłem Bazyliszka - powiedział Chłopiec, który przeżył.
 - Skąd ja ci wytrzasnę kieł tego gada? - Zirytowała się Jenna, która do tej pory nie odzywała się.
- W łazience Jęczącej Marty jest wejście do Komnaty Tajemnic. W zlewach, posyczysz trochę jak wąż i dalej powinieneś już trafić. Będą tam jeszcze takie fajne drzwi, więc znowu poudajesz wężoustego - zaśmiał się Ron mówiąc to do Zabiniego.
- Dzięki za konstruktywne wyjaśnienie - wtrąciła się Roxi.
- Czyli ja i Draco nie mamy nic do roboty? - Uniosłam brew.
- Chwilowo nie, ale możecie pobawić się w szpiegów i wyczaić co kombinuje Voldemort - zaproponował Harry.
- Czy ty nas nie wysyłasz przypadkiem na misję samobójczą? - Zapytał Draco.
- Dacie sobie radę - stwierdził. - To do następnego spotkania. Czekajcie na patronusa ode mnie - dodał i wstał od stołu.
- Mam jeszcze takie pytanko. Czy ktoś miał bliskie spotkanie ze śmierciożercami? - Zdążyłam zapytać.
- My nie - wtrącił Ron.
- W szkole zajmują miejsca nauczycieli, tak w ogóle nikt nie wie gdzie podział się Dumbledore, a nowym dyrektorem jest Snape, ale po za tym nie są upierdliwi - powiedziała Jenna.
- Czyli tylko nas ścigają? - Zwróciłam się w stronę  Draco.
- Zaatakowali was? - Zdziwił się Ron.
- Tak, we Włoszech. Mam pamiątkę od cioci Belli - odsłonił lekko koszulkę pokazując bandaż.
- Bądźcie czujni. Rozchodzimy się - stwierdziła Ginny, która już nie płakała, ale widziałam na jej twarzy wyrysowany ogromny ból. Ja i Draco jako pierwsi wyszliśmy z mieszkania i od razu teleportowaliśmy się z powrotem do Paryża.

*Otaku - osoba, która uwielbia oglądać anime lub/i czytać mangę.

***
Po bardzo długiej przerwie (choć na tym blogu zdarzyło mi się nie pisać przez rok) dodaję rozdział. Jeśli ktoś czyta to dzięki Wam za to :) . Do końca tej historii Draco i Hermiony zostało mi jeszcze jakieś 5-6 rozdziałów + ewentualnie epilog, więc postaram się go skończyć do końca wakacji, ale na planach pewnie się skończy. Chociaż postaram się, żeby nie :D
Do usłyszenia,

XoXo.

Edit: Nie ogarniam dlaczego zaznacza na biało, chyba jakoś to przeboleję. (na razie)
Edit2: Coś poprawiłam, ale dalej lekko tekst się wyróżnia tak od połowy. Nie będę już tego poprawiać, bo jeszcze gorzej popsuję. Mam nadzieję, że zbytnio to nie przeszkadza.