środa, 30 stycznia 2013

Rozdział XV

Kierowałam się w stronę gabinetu dyrektora. Razem z drugim prefektem – Draconem. Szliśmy w zupełnej ciszy. Obejmował mnie ramieniem, a ja jego w pasie. Wystarczyła nam swoja obecność. Cieszyłam się chwilą. Gdy za zakrętu wyglądał gargulec prowadzący do gabinetu dyrektora zauważyłam, że wszyscy już są. Dwójka Krukonów i Puchonów oraz Ronald Weasley i Levander Brown. W chwili kiedy się zatrzymaliśmy zegar wybił godzinę, na którą byliśmy umówieni z dyrektorem. W tym, że momencie ukazały nam się schody. W końcu usłyszeliśmy:
– Witam prefektów. Na wstępie chciałem powiedzieć, że zaczął się nowy semestr w związku z tym dziękuje Puchonom i Krukonom za nocne patrole. Do czerwca ten obowiązek będzie należeć do Gryfonów oraz Ślizgonów. Ustaliliśmy taki podział Domów, aby załagodzić konflikty między nimi. Szczególnie między Gryffinorem, a Slytherinem. – Spojrzał na mnie karcąco. – Ravenclaw i Huffelpuf może już iść. – Zakończył monolog. – Tylko pamiętajcie o pozostałych obowiązkach prefektów. – Dodał. Po chwili milczenia znowu zaczął.
– Chcę, aby wasza współpraca była choćby spokojna. Macie na siebie nie krzyczeć, nie rzucać, nawet tych głupich zaklęć. Macie być punktualni i trzeźwi, racja panno Black i panie Malfoy? – Ostatnie słowa zaakcentował i spojrzał rozbawionym wyrokiem na nas.
– My!? Panie dyrektorze… – Uśmiechnął się Draco.
– Wierzę w możliwości Ślizgonów. – Skomentował. – A raczej waszej dwójki.
– No ma pan rację. – Powiedziałam.
– Zaczynacie za piętnaście minut, do godziny drugiej. – Spojrzałam na zegar, wskazywał dwudziestą czterdzieści pięć. Udałam się na chwilę z Draco do swoich dormitoriów. Gdy byłam w swoim pokoju wpadłam na głupi pomysł. Wzięłam z barku dwie butelki Ognistej, zmniejszyłam je jednym ruchem różdżki i ostrożnie włożyłam do kieszeni. Punkt dwudziesta pierwsza byliśmy na miejscu. Po chwili przyszli też Ron i Levander.
– To robimy tak. Pierwsze dwie godziny patrolujemy razem, a potem oddzielnie z małymi spotkaniami tutaj co jakiś czas dla pewności, ok? – Zaproponowałam.
– Niech będzie. – Gryfgoni zgodzili się bez marudzenia. 
- Dlaczego nie ma tu Harrego i Ginny? - Zapytał Dracon.
- Bo ich zastępujemy, zmieniamy się, a McGonagall to nie przeszkadza. -Odpowiedział Ron niezbyt grzecznie. Wzruszyłam tylko ramionami. Wspólny czas zleciał nam dość bez konfliktowo. Ronald zwrócił nam tylko kilka razy uwagę, żebyśmy tak publicznie nie obnażali swojej wielkiej miłości. Za którymś razem gdy to powiedział żyłka na czole zaczęła mi niebezpiecznie pulsować. Zatrzymałam się i wypiłam w wargi Dracona. Ten tylko pogłębił pocałunek i objął mnie w tali. Zarzuciłam ręce na jego szyję przyciągając go jak najbliżej siebie. Gdy się oderwaliśmy od siebie Ron mało co nie wybuchł.
– Nie moja wina, że jesteś zazdrosny. – Skomentowałam. Po tym małym incydencie podzieliłam się z Levander miejscami patrolu i umówiłyśmy się za godzinę przy gabinecie Dumbledora. Wzięłam szybko blondyna za rękę i pobiegłam w stronę Pokoju Życzeń. Gdy do niego weszliśmy zobaczyliśmy przytulny, ale w nowoczesnym stylu pokój. Wyjęłam z kieszeni alkohol. Były to dwie samo-napełniające się butelki Ognistej Whisky.
– Przepraszam za brak manier, ale ciągnę z gwinta. – Zaśmiałam się.
– Twoje zdrowie. – Zderzyliśmy się butelkami. Pijąc oczywiście zaczęliśmy się wygłupiać. Nagle ktoś wszedł do Pokoju Życzeń. Zareagowaliśmy opóźnioną reakcją przez nasz stan pijaństwa. Był to Rudy z Lav.
– Wy…jesteście pijani? – Zrobił oczy jak dwa spodki.
– Nie Ronuś. Jesteśmy trzeźwi. – Powiedziałam.
– Pijani w cztery dupy. – Zaczął się śmiać.
– Cholera! Ty… się rypiesz z nas. – Draco mało co nie zakrztusił się Ognistą.
– Możemy się dołączyć? – Zapytał po chwili. Wyplułam ze zdziwienia zawartość w ustach.
– Wesley, wszystko okej? Ty chcesz z nami, Ślizgonami pić? – Zapytałam.
– No mniej więcej to powiedziałem. Hermiono, twoja inteligencja chyba spadła przez niego. – Wskazał na blondyna.
– Nie, to przez Zabiniego. – Powiedziałam jednocześnie ze Smokiem. Zaczęliśmy się śmiać. Jednak usłyszeliśmy jeszcze inne głosy poza nami.
– Tak zawsze wszystko przeze mnie. – Ktoś marudził. Po chwili naszym oczom ukazał się Blaise, Roxi, Jen, Ruda i Potter.
– To co melanżyk? – Zapytał Smoku.
– A co z naszym patrolem? – Zapytała Levander. Harry spojrzał na Rona. Po chwili wyciągnął pożółkły kawałek papieru.
– Rogacz, Łapa, Lunatyk i Glizdogon prezentują Mapę Huncwotów. – Przeczytał Harry. Moi Ślizgońscy przyjaciele byli zaciekawieni przedmiotem. Gdy zobaczyli jakie ma właściwości Jenna zapytała:
– Poti, skąd masz to cudo?
– Fred i George zwinęli to Filchowi na pierwszym roku. – Wyjaśnił.
– Ej, Glizdogon to ten Glizdogon? – Zapytał Draco.
– Tak, Lunatyk to Lupin, Łapa to Syriusz Black, a Rogacz to mój ojciec. Rozrabiaki stulecia. Nawet bliźniacy Weasley nie dorastają im do pięt. – Uśmiechnął się.
– No nieźle. – Skomentował Diabeł.
– A więc tak…gdy na mapie zobaczymy jakiegoś nauczyciela w pobliżu eliksir na kaca i zapierdalać na korytarze. – Zakończył Bliznowaty.
– Jaki wulgarny. – Powiedziałam.
– Kobieto, nie pieprz. Polewaj. – Dodał Blaise. Od razu wyczarowałam dodatkowe samo-napełniające się butelki Ognistej. Po kilkunastu minutach chłopcy już któryś raz z kolei urządzali sobie konkurs kto wypije więcej za jednym razem. Ci, którzy przegrywali żądali dogrywek, bo ich urażone, napite dumy nie tolerowały porażki. Tak w miłym towarzystwie spędziliśmy czas do czwartej nad ranem, bez większych problemów jeżeli chodzi o obowiązki prefektów. Następnego dnia zrobiliśmy małe zamieszanie. Malfoy i Wesley. Odzywający się do siebie. W koleżeńskich warunkach. Kolejny mit obalony. Lekcje przebiegły również bezproblemowo. Umówiliśmy się na małą imprezkę Gryffindor – Slytherin. Miało być sporo osób. Ja, Draco, Zabini, Jenna, Roxi oraz druga cześć mocy – Potter, Rudzielec, Wesley, Lav i Nevile. Ustaliliśmy, że spotkamy się w Pokoju Życzeń po kolacji. Po całym dniu spędzonym z przyjaciółmi postanowiłam się odświeżyć. Tuż przed kolacją, nie zwracając uwagi na spóźnienie udałam się do swojego dormitorium. Po piętnastu minutach byłam gotowa, lecz mój wzrok przykuła czarna sowa siedząca przy moim wyczarowanym oknie. Zastanawiałam się jak się tu dostała, skoro jestem pod ziemią (no w lochach). Zauważyłam jednak, że do jej nóżki jest przypięty list . Podeszłam do niej i wzięłam kartkę. Była to srebrna koperta, na której znajdowało się moje imię. Otworzyłam ją i zaczęłam czytać:

Hermiono Jean Black,
Wyrażę się krótko – chcę abyś zasiliła moje szeregi. Jesteś inteligenta i utalentowana, z dobrej rodziny. Jednak doskonale wiem, że się nie zgodzisz. Na zachętę powiem Ci, że Grangerowie dzielnie znoszą cruciatusy.
Liczę na szybką odpowiedź.                                                                                                                                T.M. Riddle

Ręce trzęsły mi się okropnie. Nie zauważyłam nawet kiedy ciążące łzy zaczęły spływać mi po policzkach. To nie może tak być. Nie dość, że Draco, Jenna, Roxellan i Blaise to jeszcze ja. Chciałam coś zrobić, ale nie mogłam. Płakałam jeszcze bardziej. Musiałam powiedzieć Draco. Wybiegłam ze swojego pokoju. W Pokoju Wspólnym nikogo nie było. Wszyscy jedli kolację. Udałam się tam w zastraszającym tempie nie patrząc na swój stan. Gdy w zasięgu wzroku znalazły się drzwi Wielkiej Sali zobaczyłam, że przekracza je Potter. Zawyłam wręcz z rozpaczy. Odwrócił się:
– Harry, błagam pomnóż mi! – Rzuciłam mu się na szyję. Zaczął mnie głaskać po plecach. Staliśmy tak przy końcu Wielkiej Sali. Panowała cisza. Po chwili słyszałam koło siebie moich przyjaciół.
– Herm, co się stało? – Zapytał jako pierwszy Draco. Odrywając się od Harrego podałam mu list. Po szybkim przeczytaniu wraz twarzy mojego chłopaka wyrażał wściekłość.
– Nie ty! Cholera, nie pozwolę na to. Ciebie nie spotka taki los. – Zaczął krzyczeć.
– Ale on ma… – Szlochałam.
– Coś wymyślimy. – Powiedział spokojniej.
– Draco, dziękuje. – Zaczęłam tracić przytomność.
[Dracon]
Złapałem ją. Wziąłem delikatnie na ręce, a list cisnąłem w stronę Pottera:
– Zajmij się tym. Pasowało by, aby nie robić jeszcze większego zamieszania z tym wszystkim. Zaniosę ją do pani Pomfrey. – Syknąłem dalej zły. Zauważyłem jak Harry czyta list:
– Co?! – Krzyknął. Wtedy wtrącił się Zabini:
– Smoku, daj ją. Pójdę z dziewczynami zanieść ją do Skrzydła Szpitalnego, a potem mi wyjaśnisz o co chodzi. – Zaproponował. Podziękowałem mu wzrokiem i razem z Harrym udałem się w stronę stołu nauczycielskiego.
– Panie dyrektorze, proszę zerknąć. – Powiedział Potter i podał list.
– Tak, to nie jest zbyt dobra wiadomość. – Zaczął się zastanawiać Dumbledore.

Rozdział XIV

Kto normalny wraca do szkoły po przerwie zimowej zupełnie opalony? No tak, ja. Idę właśnie z Draco, Jenną, Zabinim, Roxi, Ginny i Harrym w stronę Hogwartu. Całego ośnieżonego, białego jednak bardzo ciepłego. Ten mróz mnie dobija. Tutaj są chyba najchłodniejsze zimy w całej Anglii.
– Ale jestem opalona. – Jęknęłam. Jakoś strasznie mnie denerwował odcień mojej skóry.
– Nie marudź. Większość dziewczyn będzie ci zazdrościć. – Stwierdziła Ginny.
– Tyle, że czuję się tak nienaturalnie.
– Ty to masz problemy. Zmień się lepiej w starą Granger, bo Owutemy się zbliżają. – Zaczęła Roxi.
– Ani myślę, Granger była nudziarą. – Zadarłam nosa. Usłyszałam tylko śmiech moich przyjaciół. Najbardziej śmiał się Dracon:
– Powtarzałem ci to od pierwszego roku, ale ty dalej stawiałaś na swoim. – Śmiał się. Schyliłam się po trochę śniegu i szybko uformowałam z niego kulkę. Rzuciłam nią w blondyna. Ja to mam cela. Trafiłam w samą twarz. I tak oto zaczęła się bitwa na śnieżki. Po godzinie zmagań na mrozie dotarliśmy do swoich dormitoriów. Zamiast iść z peronu dziesięć minut szliśmy dwie godziny. Tempo godne naśladowania. (Tak jak tempo pisania rozdziału przeze mnie – przy. aut. -,-’) Do kolacji zostało mi kilkanaście minut. Zdjęłam zupełnie mokre ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Ciepła woda mnie rozgrzała. Umyłam włosy szamponem cytrynowym i po chwili stałam już owinięta w puchowy ręcznik przed szafą. Ubrałam zwykłe jeansy i zielony sweterek. Szybkim zaklęciem włosy ułożyłam w koka i zrobiłam delikatny makijaż. Po chwili znajdowałam się w pokoju wspólnym. Zauważyłam Dracona:
– Idziemy na kolację? – Zapytałam.
– Czekamy na resztę. – Odparł i poklepał miejsce obok siebie. Usiadłam, a Draco położył się wzdłuż kanapy kładąc głowę na moich kolanach.
– Nareszcie chwila dla siebie. Odkąd reszta jest z nami, nie mogłem się w pełni tobą nacieszyć. – Powiedział. Zaczął się bawić moimi włosami.
– Aż taki jesteś napalony? – Zapytałam żartem.
– Strasznie, piękna. – Uśmiechnął się. Schyliłam się i delikatnie go pocałowałam. Oczywiście wtedy przyszedł Zabini.
– Słońca wy moje, was zostawić na chwilę, a już się kleicie. Jakbym tak wyjechał na chwilę dłużej to tu by można przedszkole już założyć. – Zaśmiał się.
– Wujku Blaise, to nie głupi pomysł. – Skomentowałam.
– O nie. Wujkiem to ja mogę zostać, ale to może po szkole, co? – Zapytał wyszczerzony.
– Jak dożyjemy… – Powiedział Draco. Nagle zrobiło się smętnie. Został poruszy temat zakazany. Śmierciożerstwo.
– Ewentualnie nie wytrzymam z nim psychicznie. – Wskazałam na blondyna próbując rozładować napięcie. Po chwili chłopcy zaczęli się śmiać, więc chyba mi się udało.
– Nie masz wyjścia Herm. – Zdrobnił moje imię i pocałował mnie.
– Nie wiem jak wy, ale ja jestem głodny, więc odklejcie się od siebie i chodźcie na kolację – Skwitował Blaise. Dracon oderwał się ode mnie na co skrzywiłam się.
– Rzeczywiście oni są upierdliwi. – Szepnęłam.
– Słyszałem! – Krzyknął Zabini oddalający się od nas.
– Niby jak… – Powiedziałam jeszcze ciszej.
– Też słyszałem! – Krzyknął głośniej. Podniosłam się z kanapy i podeszłam do niego. Nachyliłam się nad jego uchem i zaczęłam krzyczeć:
– A to słyszysz?!
– Zwariowałaś?! – Krzyknął.
– Byłeś chyba głodny? – Zapytałam jakby się nic nie stało. Draco, Rox i Jen, które najwyraźniej widziały, a raczej słyszały mój wrzask tarzali się ze śmiechu.
– Chodźcie idziemy.
Będąc na korytarzu przybiegła do nas Ginny, a raczej do mnie:
– Słyszałam, że ludzie plotkują na temat tego, że Harry i Smoku się dogadują. – Powiedziała.
– A co Harry na to? – Zapytałam.
– Ma to w nosie. – Uśmiechnęła się. Po chwili już jej nie było.
– Draco, masz ochotę na małe przedstawienie? – Zapytałam.
– Ta…czyli co? – Bąknął inteligentnie.
– Wejdź do sali razem z Harrym.
– Tyle? – Zdziwił się. Przytaknęłam. – To luz. Ludzie nie mają już o czym gadać. Poti, chodź no tu. – Krzyknął do zbliżającego się Wybrańca.
– To co, kolejna popijawa? Teraz może w Griffindorze. – Zapytał podchodząc.
– Ziejesz optymizmem. – Skomentowała Jenna.
– A i owszem. Póki żyje to korzystam z życia. – Zaśmiał się. Minęliśmy wrota Wielkiej Sali. Miny uczniów. Bezcenne. Ba! Nauczycieli. Roześmialiśmy jeszcze głośniej. Draco wymienił z Harrym kilka uwag, a Roxellan skomentowała czyjś ubiór, pokazując to Ginny, na co ona zachichotała. Wtedy rozeszliśmy się do swoich stołów. Gryfoni byli zszokowani, ale co więcej Ślizgoni też. W pośpiechu zjadłam kolację. W połowie dyrektor powiedział tylko, że cieszy się widząc nas wszystkich w komplecie, ma nadzieję, że przeżyliśmy wspaniałe święta oraz ma na uwadze nasze starania w nauce w tym semestrze. Na koniec wspomniał tylko prefektom o zgłoszenie się jutro do niego. Po tym udałam się do swojego dormitorium. Była tylko dziesiąta, ale jako, że uwielbiam jakże prostą czynność jaką jest spanie udałam się po piżamę. Wpadłam na mały pomysł. Gdy tylko byłam gotowa do snu zamknęłam swoją sypialnię i udałam się do Malfoy’a. Skoro ja spałabym u siebie, a blondyn u siebie to marnowalibyśmy tylko łóżko. Po minucie leżałam w pokoju mojego chłopaka. Chwilę potem wyszedł on z łazienki w samych spodniach od pidżam. Nawet mnie nie zauważył.
– Witam moją poduszkę. – Ujawniłam się.
– Właśnie miałem do ciebie iść. – Uśmiechnął się. Położył się koło mnie na boku i zaczął bawić się moimi włosami.
– W tym roku czekają nas testy, koniec szkoły i co potem? – Zapytał.
– Będziemy żyć długo i szczęśliwie. Możemy nawet się ukrywać. Uciec od kłopotów. – Uśmiechnęłam się.
– Co jeśli Voldemort zaatakuje przed zakończeniem roku? – Kolejne pytanie.
– Wtedy postaramy się go zniszczyć, razem z Harrym. Tak aby nikomu nic się nie stało. – Westchnęłam.
– Optymistyczne myślenie. To pani wszechwiedząca co będzie za 20 lat? – Uniósł brew.
– Tego nie wiem. – Zaśmiałam się.
– A ja wiem. – Spojrzałam na jego roześmiane spojrzenie. – Będziemy razem odprowadzać swoje dzieci na peron 9 i 3/4. – Patrzył na mnie cały czas. Zdębiałam.
– Masz aż takie plany co do mnie? – Wydukałam.
– Mniej więcej. – Pocałował mnie w czoło. – Chodźmy spać. Przytuliłam się do jego toru, a on objął mnie ramieniem. Tak odpłynęliśmy w krainę Morfeusza.

Rozdział XIII

Promienie słońca wpadały do pokoju, oświetlając moją twarz. Zaczęłam szukać ręką Dracona. Jednak nie natrafiłam na nic. Poczułam zapach świeżej kawy. Otworzyłam oczy. Przewróciłam głowę w prawą stronę:
- Buuu! – Usłyszałam. Pisnęłam z przerażenia. Usłyszałam donośny śmiech kilku osób.
- Blaise! Ty niewyżyta, mała, bezczelna pijawko! – Krzyczałam i zaczęłam go bić poduszką.
- Codziennie tam miło rozpoczynasz dzień? – Śmiał się. Bezczelny, pomyślałam. Odwróciłam się od niego, owinęłam w cienki koc i pokierowałam się w stronę łazienki. Wzięłam szybki prysznic za pomocą zaklęcia ułożyłam włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Ubrałam się w krótkie, białe spodenki i żółtą bluzkę bez ramiączek. Po chwili udałam się na śniadanie:
- Miona! - Słyszałam.
- Cześć Jen, Roxi! – Rzuciłam im się na szyję.
- Ze mną się nie przywitasz? – Uśmiechną się Blaise i spojrzał na mnie spode łba.
- Och Diable! Jak ja się stęskniłam! – Podeszłam do blatu, na którym stała moja, zimna już kawa. Podbiegłam w stronę chłopaka i uścisnęłam go. Wzięłam kubek nad jego głowę i pewnie przychyliłam.
- Co ty do cholery jasnej wyprawiasz! – Zaczął się drzeć.
- Witam cię. – Powiedziałam.
- Jak ja cię dorwę! – Próbował się odgryźć.
- Tak, pijawko? - Zaśmiałam się.
- Draco, chy czoła, że ty z nią wytrzymujesz. – Uspokoił się. Podeszłam do Smoka i pocałowałam go.
- Tak naprawdę, to ja też z nią nie wytrzymuję. – Uśmiechnął się.
- Skoro tak, to dzisiaj śpisz sam! – Odgryzłam się i wyszłam z kuchni.
- Żartowałem. – Krzyknął.
- Oczywiście! - Syknęłam z ironią. Zabrałam dziewczyny na taras.
- Dobra, co wy tu robicie? – Uniosłam brew.
- Stęskniłyśmy się. – Powiedziała Roxi.
- To co? Zakupy? - Zapytała Jen.
- Jasne. Ten maruda nie da się nigdzie wyciągnąć. – Powiedziałam.
- Zapomniałabym, Ginny i Harry pozdrawiają. – Powiedziała blondynka. Ruszyłyśmy na zakupy. Wybrałyśmy się na jedną z największych ulic handlowych. Po kilku godzinach chodzenia, zmęczone usiadłyśmy w lodziarni nie daleko plaży. Z daleka zauważyłam Diabła i Smoka:
- To już oblazłyście każdy kawałek sklepu? – Zakpił Blaise.
- Tak, a ty już się wysuszyłeś? – Odpyskowała Roxi.
- Jak widać. Idziemy na plażę? – Puścił tą uwagę powyżej uszu. Po chwili chodziliśmy po nagrzanym piasku. Razem z Draco trzymałam się z tyłu:
- Jutro rano wylatujemy. – Powiedział.
- Znowu wrócimy do rewelacji Hogwartu. – Uśmiechnęłam się.
- Brakuje mi krzyku nietoperza na tą rudą pijawkę. – Zatracił się w wyobraźni.
- Jaki ty jesteś wredny. – Powiedziałam.
- Ty też. – Pocałował mnie. Popatrzyłam się w stronę zachodzącego słońca. Fale lekko uderzały o skały. Blondyn objął mnie w talii, a głowę oparł na moim ramieniu.
- Kocham Cię. – Szepnął.
- Ja ciebie też. Uśmiechnęłam się i wtuliła w jego silne ramiona.

Rozdział XII

I znowu obudziłam się w ramionach Dracona. Blondyn spał smacznie. Bezszelestnie wstałam i udałam się do kuchni. Nastawiłam wodę w czajniku i zaczęłam przygotowywać śniadanie. Postanowiłam zrobić tosty z żółtym serem. Nagle dostałam olśnienia. Dziś jest Wigilia Bożego Narodzenia! Uświadomiona jaki mamy dzisiaj dzień udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy i ubrałam się w krótkie, jensowe szorty i niebieską bokserkę. Zrobiłam delikatny makijaż – pociągnęłam rzęsy tuszem, a usta błyszczykiem. Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła, dochodzący z kuchni. Wiedziałam już, że Dracon wstał:
- Cześć. – Przywitałam się wchodząc do pomieszczenia.
- Hej. Kawa dla ciebie. – Podał mi kubek z gorącym płynem. Wypiłam ją niemal jednym łykiem.
- Ta na podłodze pewnie była twoja? – Uniosłam brew. Popatrzył na mnie pogardliwym spojrzeniem. Wyciągnęłam różdżkę i zaklęciem niewerbalnym posprzątałam bałagan na podłodze.
- Co teraz robimy? – Zapytał Draco.
- Teraz to idź się ubrać, a potem możemy iść się trochę poopalać.Zaproponowałam.
- Zgoda. Daj mi dwadzieścia minut. – Pocałował mnie w policzek i zniknął za drzwiami łazienki. Zaczęłam sprzątać w kuchni po śniadaniu, zmyłam naczynia. W sypialni zaścieliłam łóżko i zaczęłam zbierać porozrzucane ubrania. Usłyszałam stukanie w szybę. Zobaczyłam brązową sowę. To list od Jenny! Pobiegłam go otworzyć:
   Drogie zakochane gołąbeczki! 
Ale tu bez was nudno! Blaise nie może wytrzymać do dzisiejszego wieczoru, bo jakimś cudem dowiedział się, że kupiliśmy mu nową miotłę. Tak czy owak życzymy Wesołych Świąt, romantycznej Wigilii i gorącej nocy po niej.
Wasi Blaise, Jen i Roxi. 
PS. Harry i Ginny przesyłają pozdrowienia i podpisują się pod naszymi życzeniami!

Od razu postanowiłam jej odpisać. W tym czasie z łazienki wyszedł Smoku:
- Życzenia? - Zapytał patrząc na kartkę – Jak ten idiota dowiedział się o miotle?! – Wybuchł nagle. Zaśmiałam się
- Nie przejmuj się. I tak nie dostanie jej aż do wieczora, a w nocy będzie pewnie zajęty Roxi. – Uśmiechnęłam się filuternie.
- A ja się zajmę tobą teraz. – Szepnął i pocałował mnie. Jego usta nadawały się idealnie do całowania. Po chwili zaczął schodzić w dół po mojej szyi, a ja odchyliłam głowę, aby dać mu tam większy dostęp. Po chwili oderwałam się od niego:
- Idziemy na spacer. Już! – Powiedziałam stanowczo.
- Nacieszyć się nie dasz? – Zapytał.
- W nocy się nacieszysz, bo wiesz ja ci nie kupiłam prezentu. - Zaczęłam kłamać jak z nut. On zaczął się ze mnie śmiać. Po kilku minutach znaleźliśmy się na gorącym piasku. Zaczęłam przyglądać się dookoła. Turkusowa woda, zielone lasy w oddali na małych wysepkach, złoty piasek i gorące słońce. Na błękitnym niebie nie było ani jednej chmurki. Razem z Draco z godzinę chodziliśmy po plaży, trochę po leżeliśmy na piasku i popływaliśmy, a o piętnastej zjedliśmy obiad. Gdy wróciliśmy do hotelu było już po szesnastej. Zaczęliśmy się zbierać na bal, który ma trwać od dziewiętnastej. Wzięłam prysznic i zaczęłam układać włosy. Postawiłam na chaotyczny koczek. Zrobiłam makijaż – pomalowałam rzęsy, usta pociągnęłam szminką w kolorze delikatnego różu, a nad okiem narysowałam niebieską kreskę. Zabrała się za malowanie paznokci. Wybrałam niebieski lakier. W końcu ubrałam białe czółenka na szpilce i moją niebieską sukienkę bez ramiączek, sięgającą przed kolano. Spryskałam się jeszcze perfumami i byłam gotowa. Dracon próbował zawiązać krawat:
- Daj pomogę ci. – Podeszłam do niego.
- Pięknie wyglądasz. – Szepnął mi do ucha.
- A ty niezwykle seksownie w garniturze. – Uśmiechnęłam się zadziornie.
- Idziemy? – Zapytał. Pokiwałam głową i wyszliśmy z pokoju. Na dole, w sali balowej grała już muzyka. Dracon porwał mnie na parkiet. Przetańczyliśmy kilka piosenek aż w końcu usiedliśmy do stołu do uroczystej kolacji. Po niej postanowiliśmy przejść się po plaży. Niebo było rozświetlone gwiazdami, a ciepła bryza rozwiewała moje kosmyki włosów, które wystawały z koczka. Postanowiliśmy wrócić do pokoju. Było już około dwudziestej czwartej. Usiedliśmy przy stole na tarasie. Dookoła unosił się zapach róż oraz paliły się świece:
- Masz ochotę na wino? - Zapytał. Popatrzyłam się na niego porozumiewawczo. Po chwili sączyłam czerwony napój z kieliszka:
- I co z moim prezentem?- Zapytał Smok.
- Ja nie dostałam swojego. – Zauważyłam. Przechyliłam szklane naczynie i wypiłam wino do końca.
- Zamknij oczy. – Poprosił. Posłusznie spełniłam jego prośbę. Po chwili poczułam jego dłonie na mojej szyi. Otworzyłam oczy. Dał mi srebrny naszyjnik z literką „D”.
- ”D” jakDracon? – Zapytałam wzruszona.
- No, wiesz. Tak. – Zmieszał się.
- Jest wspaniały. Dziękuję. – Pocałowałam go namiętnie. Po chwili pobiegłam na chwilę do sypialni. Wzięłam zapakowaną gitarę:
- Kupiłaś mi gitarę? - Zapytał z niedowierzaniem.
- Wiem, że grasz, więc czemu nie. Odpakuj. - Poprosiłam. Spełnił moją prośbę. Na pudle był wygrawerowany napis ” na zawsze”.
- Jest wspaniała. – Powiedziała. Pocałował mnie. Teraz mu się nie opierałam. Całował mnie w usta, po szyi i dekoldzie. Nagle usłyszałam wybuch fajerwerk, lecz nie zwróciłam na to uwagi. Ta noc ma być nasza. Wziął mnie na ręce i zaczął kierować się w stronę sypialni. Postawił mnie tuż przy łóżku. Zaczęłam rozpinać jego koszulę. On w mgnieniu oka poradził sobie z moją sukienkę. Zdjął swoje spodnie. Pociągnęłam go w stronę łóżka. Leżał na mnie. Zaczął całować mój brzuch, a ja wplątałam ręce w jego platynowe włosy. Jego ręce powędrowały do mojego stanika. Rozpiął go i zaczął całować moje piersi. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam całować go po torsie, schodząc coraz niżej. Później znowu wrócił do moich spragnionych warg. Zaczął mnie całować bardzo delikatnie, znowu schodząc coraz niżej i niżej aż dotarł do linii mojej dolnej bielizny. Jednym ruchem ściągną je ze mnie. Pomogłam ściągnąć mu bokserki. Zaczął we mnie wchodzić. Powoli i delikatnie. Czułam się świetnie. Powoli zaczęłam czuć duchowe ukojenie. Nagle w mojej głowie wybuchła kaskada kolorów i odczuć. Zmęczeni opadliśmy na łóżko. Pocałował mnie delikatnie:
- Wiesz, że cię kocham? - Zapytał dobrze znając odpowiedź.
- Ja ciebie bardziej. – Pocałowałam go. Wtuliłam się w jego tors i zasnęłam z mężczyzną mojego życia.

Rozdział XI

Cześć Kochanie!
Postanowiłem, że powiem ci chociaż co powinnaś spakować. Pomimo, że u nas pada śnieg masz pakować letnie ciuszki i bardzo skąpe stroje bikini, abym mógł sobie popatrzeć jaką mam piękną dziewczynę.
Całuję, Dracon.

Przysłał mi ten list dzisiaj rano. Czytam go już dwudziesty raz i coraz bardziej zastanawiam się gdzie on mnie zabiera. Wszystko okaże się jutro. Dracon ma przyjechać po mnie do domu Grangerów, u których teraz byłam. Następnie jedziemy na lotnisko. Wyciągnęłam dużą walizkę. Zaczęłam przedzierać się przez grube swetry w mojej szafie. W końcu dotarłam do wakacyjnych ubrań. Zaczęłam wybierać jakie ciuszki ze sobą zabiorę. Dwie godziny później byłam już spakowana.Wybrałam dwa kolorowe stroje kąpielowe i jeden czerwony. Spakowałam białe japonki. Pomyślałam, że skoro spędzamy razem Sylwester przyda mi się jakaś sukienka. Wzięłam niebieską bez ramiączek,sięgającą do kolana. Zdecydowałam się jeszcze na kilka par szortów, bluzek i spódniczek. Zabrałam też jeden cieplejszy zestaw. Dopakowałam kosmetyki i byłam gotowa. Do szkoły wracamy szóstego stycznia. Dziś jest dwudziesty dziewiąty grudnia. Spędzimy razem cały tydzień i wrócimy do Hogwartu. Jutro rano wylatujemy z Londynu. Poszłam wziąć prysznic, a następnie położyłam się spać.
***
Wstałam. Dzisiaj jest dzień wyjazdu. Udałam się do łazienki, aby poddać się porannej toalecie. Piętnaście minut później stałam przed szafą zastanawiając się w co się ubrać. Zdecydowałam się na białe rurki, bluzkę w tym samym kolorze oraz koszulę w biało-niebieskie paski. Rękawy podwinęłam do łokci i zapięłam ją tylko na dwa pierwsze guziki. Założyłam turkusową bransoletkę i małe kolczyki w tym samym kolorze. Oczy podkreśliłam czarną kredką, wytuszowałam rzęsy, a usta potraktowałam błyszczykiem. Wzięłam walizkę i zeszłam na dół zjeść śniadanie. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Pobiegłam otworzyć:
- Cześć. – Usłyszałam od opartego o framugę drzwi Dracona.
- A co gdyby teraz otworzył mój ojciec, a ty stoisz tu jak ósmy cud świata? - Zapytałam zapraszając go do środka.
- To moje inteligentne myślenie. Tylko ty byś mi otworzyła, bo tak się za mną stęskniłaś, że pewnie frunęłaś do tych drzwi. Jak większość dziewczyn na mój widok. – Powiedział.
- Większość dziewczyn? A mówiłeś, że tylko ze mną jedziesz na ferie. – Zauważyłam.
- Musisz łapać mnie za słówka. A tak w ogóle czy w twoim głosie nie było słychać kapki zazdrości? – Uśmiechnął się cwaniacko.
- Ależ oczywiście. Przez cały tydzień nie widziałam twojej pięknej buźki. – Pocałowałam go w policzek.
- Wiedziałem. – Szepnął zwycięsko pod nosem, jednak to słyszałam. Wtedy z salonu wyszła Jean.
- Jean, to jest Draco Malfoy. – Powiedziałam – Draco, to jest Jean Granger. – Dodałam.
- Miło mi panią poznać. – Usłyszałam Dracona.
- Mi ciebie też. – Moja przybrana matka podała mu rękę. Dracon odwrócił się do mnie:
- Gotowa? – Zapytał.
- Prawie. Nie jadłam jeszcze śniadania. – Uśmiechnęłam się słodko.
- Masz jeszcze chwilę czasu. – Powiedział. Po chwili udaliśmy się do kuchni. Przygotowałam sobie tosty i kawę. Zerknęłam na Dracona, który dokładnie mi się przyglądał:
- Chcesz coś zjeść lub do picia? – Zapytałam.
- Kawę, a śniadanie już jadłem. Gdzie twój ojciec? – Zapytała nagle.
- Syriusz? Chyba, a zresztą nie wiem. Mówił, że wpadnie, żeby się ze mną pożegnać. – Powiedziałam podając mu kawę. Usłyszałam cichy jęk.
- Co? Boisz się konfrontacji z tatusiem dziewczyny? – Zapytałam złośliwie.
- Troszeczkę. Jaki normalny rodzic puszcza swoją córkę na ferie z jej chłopakiem? - Zapytał. 
- Mój. – Szepnęłam i pocałowałam go w usta. Usłyszałam otwieranie drzwi. Wyszłam z kuchni. Na korytarzu stał Syriusz:
- Cześć. – Powiedziałam i poszłam go przytulić.
- Gotowi? - Zwrócił się do nas.
- Jasne. – Powiedziałam. Spojrzałam na Dracona, który zabrał się za moją walizkę i wyszedł z nią przed dom. Uściskałam jeszcze raz ojca i pobiegłam za nim. Moim oczom ukazało się srebrne BMW. W życiu nie wyobrażałam sobie Dracona za kierownicą samochodu. Otworzył mi drzwi od strony pasażera, a po chwili sam znalazł się w aucie. Piętnaście minut później znaleźliśmy się na lotnisku w Londynie. Mieliśmy dwie godziny, aby znaleźć się na pokładzie samolotu. Półtorej godziny później osiągnęliśmy nasz cel. Usiadłam zmęczona na swoim miejscu obok Dracona:
- Po diabła to wszystko? Nie mogliśmy się po prostu teleportować? – Zapytałam lekko poirytowana.
- Nie. Dzięki temu będziesz mogła kilka godzin przespać wtulona we mnie. – Uśmiechnął się chytrze.
- Gdzie w ogóle lecimy? - Zapytałam. Po chwili zorientowałam się, że gdy wchodziliśmy do swojego przedziału odprawy mogłam zerknąć na tablice i dowiedzieć się gdzie lecę. Byłam jeszcze bardziej zdenerwowana. Na siebie!
- Zobaczysz za kilka godzin. – Szepnął. Nie miałam nic innego do roboty jak spać, bo wiedziałam, że nic się nie dowiem. Ułożyłam się wygodnie na Draconie i po chwili zasnęłam.
***
- Proszę pani, zaraz lądujemy. – usłyszałam. Otworzyłam oczy i zobaczyłam kto wyrwał mnie ze snu. Była to stewardessa. Kiwnęłam głową, a ta po chwili odeszła do innych pasażerów. Zauważyłam, że Dracon śpi wtulony we mnie. Wyglądał tak uroczo, że nie miałam zamiaru go budzić. Pocałowałam go w usta, a ten od razu się ocknął. Spojrzał na mnie pytająco:
- Zaraz lądujemy. – Powiedziałam. Dwadzieścia minut samolot stał na ziemi. Gdy wysiadaliśmy olśniło mnie. To Hawaje! Zabrał mnie na drugi koniec świata:
- Zwariowałeś. – Stwierdziłam, gdy szliśmy przez lotnisko.
- Na twoim punkcie. – Uśmiechnął się. Pocałowałam go w policzek. Kilka minut później jechaliśmy taksówką do jednego z kurortów. W końcu stałam w naszym apartamencie. Na najwyższym piętrze, chyba czternastym. Po kilkugodzinnej podróży postanowiliśmy pójść na obiad. Wzięłam orzeźwiający prysznic i przebrałam się. Nałożyłam cienką sukienkę na ramiączkach w kolorze pudrowego różu. Rozczesałam włosy i nałożyłam delikatny makijaż. Gdy oboje byliśmy już odświeżeni zeszliśmy na dół, do hotelowego bufetu:
- Draco, ile ty na to kasy wydałeś? Przecież to jest pięciogwiazdkowy hotel? – Zapytałam nie kryjąc irytacji.
- Tyle ile trzeba. – Powiedział.
- Wiesz, że nie lubię kiedy ktoś wydaje na mnie za dużo pieniędzy. Sylwester mogliśmy równie dobrze spędzić w Londynie. – Stwierdziłam.
- Nie podoba ci się tutaj? – Zapytał.
- Nie! Oczywiście, że podoba. Tylko ty tak się trudzisz. – Uśmiechnęłam się.
- Dla ciebie. W ostatni wieczór tego roku jest urządzana tutaj impreza. Bardziej bal. Mam nadzieję, że się wybierzemy? – zachęcił mnie.
- Oczywiście. – Uśmiechnęłam się. Po obiedzie zdecydowaliśmy, że pójdziemy na zakupy. Ku niezadowoleniu Dracona. Dwie godziny później, gdy byłam w ósmym z kolei sklepie, a w rękach Draco było już kilka toreb znalazłam piękną sukienkę. Bez ramiączek w kolorze błękitnego nieba. W tali znajdował się cieniutki, biały pasek. Pobiegłam do przymierzalni. Po chwili przyglądałam się swojemu odbiciu w owej sukience. Musiałam ją mieć. Gdy chciałam ją zdjąć zauważyłam Smoka za mną:
- Co robisz? – Zapytałam jak zaczął całować mnie po szyi.
- Nudzę się. Wracamy? – Zapytał nie przerywając czynności.
- A masz coś innego do roboty? – Zapytałam odwracając się do niego.
- Może. Wiesz, w naszym hotelu czeka na mnie taka piękna blondynka z pokoju obok. – Powiedział uśmiechając się.
- To dobrze, bo widziałam jak ten kasjer w sklepie naprzeciwko się na mnie patrzył. – Podjęłam jego grę. Pocałowałam go namiętnie po chwili wypchnęłam z przymierzalni. Dziesięć minut później sukienka była moja. Gdy znaleźliśmy się w naszym pokoju był już wieczór. Wyszłam na duży taras widokowy. Patrząc na zachodzące słońce wpadłam na pewien pomysł. Weszłam do pokoju:
- Chodźmy na spacer. – Oznajmiłam.
- Mało się dzisiaj nachodziłaś? – Zapytał rozbawiony Draco.
- Tak. Jest piękny zachód, chodźmy popatrzeć. – Próbowałam go przekonać.
- Dobrze. – Szepnął. Po chwili byliśmy już przed hotelem. Zaczęliśmy chodzić przy brzegu plaży wtuleni w siebie. Milczeliśmy, ale nie przeszkadzało mi to. Nagle wyrwałam się z uścisku Dracona i pobiegłam w stronę morza. Poczułam jak ciepławe fale obmywają mi stopy. Czułam się szczęśliwa. Dracon podszedł do mnie:
- Ładnie prawda? – Zapytał.
- Tak. – Szepnęłam. Sekundę później Dracon złożyła na moich ustach głęboki pocałunek. Zarzuciłam mu ręce na szyję. Oderwałam się od niego:
- Wracamy do pokoju? – Zapytałam z cwanym uśmieszkiem.
- A co? Nudzi ci się? – Zapytał.
- Nie, ale tam będę mogła pozwolić sobie na więcej niż to. – Szepnęłam i pocałowałam go.
- Mi to opasuje – Powiedział i wróciliśmy do kurortu.

Rozdział X

Otworzyłam według Dracona najpiękniejsze oczy na świecie. Leżałam w łóżku w swoim starym pokoju. Ściany miały kolor złocistego piasku. Po mojej prawej stronie znajdowało się duże okno, które zamiast parapetu miało wbudowany biały materac. Lubiłam tam siadać, gdy było mi smutno i słuchać muzyki z mojego starego mp3, które znajdowało się na moim biurku z dębowego drewna. Obok niego stała szafka na książki, pamiątki, zdjęcia i ubrania. Po mojej lewej stronie była postawiona kanapa, koło której stała duża niebieska lampa. Przed nią znajdowała się gitara, na której dawno już nie grałam. Na ścianach wisiały zdjęcia, głównie moje portrety, ale także mojej rodziny i mugolskich przyjaciół. Podniosłam się z łóżka i zaczęłam wybierać ubrania, które założę. Wzięłam zwykłe jeansy i niebieski sweter. Wykonałam poranną toaletę i po piętnastu minutach byłam gotowa. Włosy związałam w kitkę. Ogarnęłam trochę pokój, pościeliłam łóżko. Zerknęłam na zegarek. Było dość wcześnie – siódma dwadzieścia trzy. Wzięłam gitarę i postanowiłam przypomnieć sobie kilka kolęd. W końcu dziś jest Wigilia Bożego Narodzenia. Po chwili jednak zrezygnowałam z kolęd i zaczęłam brzdąkać swoje ulubione kawałki.
Po chwili postanowiłam zejść na dół. Zobaczyłam jak moja była matka kręci się po kuchni. Ta kobieta nigdy nie była moją matką, lecz przyjaciółką. I jest nią do dnia dzisiejszego oraz jeszcze nie raz mi pomoże:
- Dzień dobry ma… – Zawahałam się.
- Witaj słonko. Może mów mi teraz po imieniu. – Uśmiechnęła się do mnie.
- Dobrze. Jak ja się tu dostałam, bo chyba urwał mi się film? – Zapytałam.
- Więc wczoraj przyjechałaś pociągiem do domu i spałaś. Wyniósł cię jak mniemam twój chłopak i dał cię Syriuszowi. Nigdy bym się nie spodziewała, że to będzie Malfoy. – Wyjaśniła pijąc herbatę.
- W tamtym roku też bym się tego nie spodziewała. – Mruknęłam, robiąc sobie śniadanie. Zdecydowałam się na tosty z serem.
- Jesteś w Slytherinie? – Zadała pytanie Jean. Pokiwałam głową.
- Słuchaj my ty gadu gadu, a to już dziewiąta. – Westchnęła. Zerknęłam na różowy zegarek. Rzeczywiście było już dość późno:
- Teraz masz zadanie. Tak na marginesie to listę zadań. A więc… - Uśmiechnęła się.
- Nie zaczyna się zdania od „a więc”. - Powiedziałam dumnie.
- Pójdziesz posprzątać w salonie. Powycierasz kurze, odkurzysz i przygotujesz stół do kolacji.  – Wyliczała.
- Co dalej? – Zapytałam. Nie sprzeciwiałam się. Lubiłam pomagać w domu.
- Pomożesz mi w kuchni. I mogłabyś posprzątać w swoim pokoju. – Dodała.
- Ale matkujesz. – Sapnęłam.
- To moja praca. Trzeba przywrócić ci dyscyplinę, bo z tego co wiem na początku roku nieraz miałaś kaca. – Powiedziała.
- Wiesz, co?! – Krzyknęłam oburzona na żarty.
- Nie, nie wiem. - Wyszczerzyła zęby jak małe dziecko. Udałam się do salonu. Wejście było w formie wielkiego, drewnianego łuku. Na środku leżał kawowy, puszysty dywan. Pod ścianą stała kanapa oraz prostopadle do niej fotel koloru kremowego. Naprzeciwko fotela został wmurowany kominek z białych cegieł. Pod oknem znajdował się dębowy stół i krzesła. Po prawej stronie wejścia do pomieszczenia, na niewielkiej szafce stał duży telewizor plazmowy. Na początek postanowiłam powycierać kurze. Pół godziny później ten punkt mojej listy był spełniony. Wymyśliłam, aby stół przesunąć na środek pokoju. Przeszkadzał mi w tym kanapa i fotel, więc zaplanowałam przestawić skórzane meble pod okno, na miejsce stołu, a stół na miejsce kanap. Po kilku minutach siłowania się z ciężarem przedmiotów osiągnęłam wyznaczony cel. Podreptałam po odkurzacz do małej garderoby na piętrze domu. Zaczęłam szukać ładnego obrusu. Moment później zastawa znajdowała się już na stole. Pobiegłam do kuchni:
- Posprzątałam salon. – Krzyknęła.
- Więc zajmij się resztą domu. – Powiedziała kobieta. Jęknęłam cicho. Pół godziny później miałam już za sobą hol, w którym stała tylko szafka na buty, wieszak na kurtki oraz leżał ciemny dywan. Ściany miały kolor przyjemnej żółci. Wzięłam się za dwie z trzech łazienek - moją i na parterze. Moja była w odcieniach niebieskiego, a na dole różu. Umeblowaniem wcale się nie różniły. Pod ścianą stała kwadratowa, duża wanna i jednocześnie prysznic. Umywalka znajdowała się naprzeciwko toalety. Pobiegłam na górę i wzięłam się za korytarz podobny do tego na dole. Na pierwszym piętrze znajdowała się jeszcze tylko mój pokój, łazienka oraz sypialnia łazienka rodziców. Tam nie będę sprzątać. W końcu to ich pokój. Weszłam do mojego magicznego zakątka. Pozbierałam ubrania walające się na podłodze, łóżku i w łazience. Od razu zrobiło się milej dla oka. Usłyszałam hałas dobiegający z parteru. Pobiegłam zobaczyć, co się dzieje. Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy to choinka. Żywe drzewko, za którego wyłonił się Syriusz i Anthony:
- Wow! Fajne zielsko. – Powiedziałam.
- Dobrze, że tak myślisz, ponieważ ją przystroisz. – Powiedział Syriusz.
- Pewnie to kolejny punkt z mojej listy? – Użyłam ironii.
- Jepp. – bąknął mój były ojciec. Pokazałam im gdzie mają postawić drzewko. Po chwili postanowiłam spryskać końcówki gałązek białym sprejem oraz zawiesiłam czerwone bombki. Na szczycie pojawiła się złota gwiazda. Zerknęłam na zegarek. Wskazówki wskazywały szesnastą. Poszłam do kuchni:
- Pomóc ci? – Zapytałam matki.
- Nie, nie trzeba. Za jakieś pół godziny trzeba będzie nakrywać do stołu. – Powiedziała.
- To ja idę się przebrać. – Szepnęłam sama do siebie. Po chwili byłam u siebie w pokoju. Wzięłam krótki prysznic, umyłam i wysuszyłam włosy. Nałożyłam czarne rajstopy, czerwoną sukienkę i balerinki w tym samym kolorze. Zrobiłam delikatny makijaż – rzęsy pociągnęłam mascarą, a usta potraktowałam błyszczykiem. Włosy wyprostowałam jednym, prostym zaklęciem. Przez głowę przebiegła mi krótka myśl. Po pamiętnym dniu, kiedy dowiedziałam się o moim pochodzeniu włosy przefarbowałam na czarno, i tak zostało do tej pory. Może czas wrócić do starego koloru? W jednym momencie machnęłam różdżką i moje kosmyki znowu miały piękny orzechowy odcień. Wzięłam telefon oraz gitarę i zeszłam na dół. Pomogłam mamie postawić potrawy na stole. Po chwili całość była gotowa. Kiedy wszyscy byli przy stole do pokoju przez kominek wleciała czarno-szara sowa, która trzymała w dziobku list. Zajrzałam do środka.

Kochana Hermiono!

Wesołych Świąt!!!
Twój Dracon.
PS. Wiem, wysiliłem się przy treści tego listu :) . Kocham Cię!

Pośpiesznie próbowałam znaleźć kartkę. Po chwili osiągnęłam sukces. Odpisałam.

Kochany Draco!
Nawzajem.
Twoja Hermiona.
PS. Tak, wysiliłeś się. Też Cię kocham ! ;*

Spojrzałam na sówkę:
- Leć maleńka powrotem. Do Malfoy Manor.  – Szepnęłam do sówki. Po chwili wyleciała przez okno. Nastąpiła uroczysta część kolacji Wigilijnej. Życzenia, posiłek, a następnie rozpakowywanie prezentów. Od Jean dostałam komplet do makijażu. Jej kupiłam niebieską czapkę, szalik i rękawiczki. Od Syriusza kilka magicznych drobiazgów do płatania figli. Jemu sprezentowałam książkę pt.: „ Sposoby na animaga”. Tak lubił zamieniać się w tego czarnego, dzikiego psa. Od Anthon’ego dostałam nową mp3, a mu kupiłam futrzany futerał na kierownicę do samochodu. Po dwudziestej pierwszej udałam się do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać. Jutro wyjeżdżam do Syriusza na tydzień. Drugi tydzień ferii spędzę z Draconem. Nawet nie wiem gdzie jedziemy. Powiedział, że to ma być niespodzianka. Nawet nie wiem co mam spakować. Czyż on nie jest denerwujący? Obiecał mi tylko, że spędzimy razem Sylwestra i Nowy Rok.