środa, 30 stycznia 2013

Rozdział IV


- Mam nadzieję, że mogę zabrać moją córkę na chwilkę. - Wskazał na mnie. Pomyślałam, co mi szkodzi i tak pewnie nie wstanę o własnych siłach. Zaczęłam się podnosić, jednak gdy tylko stanęłam w pionie zaczęłam się chwiać i przewróciłam się do tyłu na kanapę:
- Draco, weź mi pomóż stanąć do pionu. - Poprosiłam.
- Dziś masz słabą głowę słonko. - Powiedział pomagając mi wstać.
- Jak się nie zamkniesz to zaraz swoją głowę stracisz. - Warknęłam. Mojemu „tatusiowi”, który na mnie czekał spodobało się moje ostatnie zdanie. Aby nie dać mu satysfakcji pocałowałam Dracona krótko w usta. Wtedy z twarzy, tego którego tak nienawidzę zszedł uśmiech. Postarałam się dojść do niego w linii prostej. Nawet mi to wyszło, ale pod koniec drogi zaczęłam lecieć w tył. Wtedy on złapał mnie pod ramieniem i pomógł mi wyjść z pokoju wspólnego Slytherinu. Gdy szliśmy w nieznanym mi kierunku uświadomiłam sobie jedną prostą rzecz:
- Nigdy więcej tyle alkoholu. - Powiedziałam.
- Popieram to, a najlepiej byłoby gdybyś w ogóle nie piła. - Odpowiedział.
- Nie. Ile będę pić to już zależy ode mnie. I dzięki, że nie pozwoliłeś mi wtedy upaść. - Szepnęłam.
- Nie ma sprawy. - Odpowiedział uśmiechając się delikatnie.
- Dokąd idziemy? - Zapytałam w końcu.
- Do pokoju życzeń. - Odpowiedział spokojnie.
- A po co?- Zadałam kolejne pytanie.
- Zobaczysz. - Odparł. Po chwili znaleźliśmy się pod pokojem życzeń. Następnie znaleźliśmy się w środku.
- Dziękuję Syriuszu, że ją przyprowadziłeś. - Powiedział ktoś kto siedział przy końcu wielkiego stołu. Po chwili doszłam do wniosku, że to dyrektor.
- Tak, tylko, że Hermina jest zupełnie pijana. - Powiedział mój ojciec i puścił mój łokieć. Chciałam podejść do stołu, ale zamiast iść zaczęłam się chwiać.
- Hermiono usiądź przy stole. - Usłyszałam. Z pomocą Syriusza doszłam do stołu. Nadmiar alkoholu i szpilki nie pomagają w chodzeniu.
- Dzięki, sama chyba nie doszłabym do stołu. - Powiedziałam do Syriusza.
- Zauważyłem. - Powiedział i uśmiechnął się Black. Taki tatuś mi się podoba. Widzi, że jego córka jest totalnie zalana, a i tak jest spokojny.
- Tak właściwie, dlaczego tu jestem? - Zapytałam.
- Zakon Feniksa ma zebranie - Odpowiedział ktoś z siedzących przy stole.
- Wątpię, że przydam się wam do czegokolwiek. - Parsknęłam.
- Severus ostrzegł mnie przed tym, dlatego mam to. - Powiedział i rzucił w moją stronę małą buteleczkę.
- Z nieba mi pan spada. - Powiedziałam uradowana. Otworzyłam butelkę i wypiłam całą zawartość. Po chwili mój wzrok, słuch, a co najważniejsze nogi były mi w pełni posłuszne. Normalnie funkcjonować zaczęła też moja głowa, która dopiero teraz zaczęła analizować, że normalnie rozmawiałam z Syriuszem. Nie miała jednak czasu, żeby nad tym rozmyślać, bo dyrektor zaczął spotkanie:
- Więc przejdę do konkretów. Ja i Harry rozgryźliśmy Voldemorta. - Powiedział. Wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę. - W noc gdy zostali zabici jego rodzice, on sam nie zginął, ponieważ rozdzielił swoją duszę na siedem lub sześć części i umieścił je w pewnych przedmiotach, lub co gorsza istotach, żywych. Takie przedmioty nazywają się… - Nie dokończył.
- Horkruksy. - Dokończyłam za niego.
- Dokładnie. A można wiedzieć skąd panienka ma wiedzę na temat tak czarnej magii. - Zapytał.
- Panie profesorze ja wiem bardzo dużo rzeczy. - Powiedziałam uśmiechając się zadziornie.
- Wracając do tematu, dwa już zniszczyliśmy… – Mówił.
- Dziennik Toma Riddle’a i pierścień Marvolo Gaunta. - Wtrącił się Harry.
- Tak, ale tutaj pojawia się problem. Nie wiem gdzie są ani czym są inne horkruksy. - Powiedział dyrektor.
- Ale ja chyba wiem. Tak przez przypadek. Kiedy jeszcze uwielbiałam siedzieć w bibliotece, miałam pozwolenie na wejście do działu Ksiąg Zakazanych… - Przerwano mi.
- Nie możliwe, przecież kazałem usunąć ze szkoły wszystkie książki o horkruksach. - Powiedział zmartwiony dyrektor.
- O tej tematyce, a książka ta była o zielarstwie i eliksirach. Na marginesie było zapisane: Horkruksy: diadem, puchar. Tylko tyle…co  to może być? - Spytałam w końcu.
- Tak wszystko, nam mówisz, a możliwe, że będziesz musiała zabić swojego chłopaka śmierciożercę. - Powiedział Ronald, którego jakoś wcześniej nie zauważyłam.
- On nie jest śmierciożercą. - Syknęłam zła.
- Jeszcze. - Powiedział obojętnie. Wstałam od stołu i spoliczkowałam go. Wybiegłam z pomieszczenia. Głupi Ron, a jednak ma trochę racji. Jeszcze nie jest nim. Przecież to tylko kwestia czasu. Wszyscy od Malfoyów są śmierciożercami. Pobiegłam do swojego domitorium. Nie wróciłam na imprezę, bo po co. Przez tego głupkowatego rudzielca nie mam ochoty na zabawę. Zdjęłam szpilki i wyszłam na mały balkonik (dop. aut. tak wiem, że to dziwne, aby w podziemiach były balkony xD) jaki był tylko w pokojach prefektów naczelnych. Patrzyłam w rozgwieżdżone niebo. Usłyszałam pukanie do drzwi:
- Proszę. - Powiedziałam na tyle głośno, że osoba, która stała za drzwiami na pewno to słyszała. Zobaczyłam , że przez próg wchodzi Syriusz.
- Skąd wiedziałeś, że jestem tutaj, a nie na imprezie? - Zapytałam.
- Jak by nie było, jestem twoim ojcem. - Powiedział.
- Tak. - Szepnęłam sama do siebie.
- Nie bierz sobie tego do serca co powiedział Ron. Wiesz jaki on jest… - Nie skończył.
- Tak wiem, że jest porywczy i najpierw coś zrobi zanim pomyśli, ale on ma rację. - Powiedziałam. - A ja nie mogę się z tym pogodzić, bo wiem, że wszyscy z Malfoyów są śmierciożercami, więc to tylko kwestia czasu, zanim on nim będzie, tylko mam problem. - Mówiłam już prawie płacząc.
- Jaki? - Zapytał cicho mój ojciec.
- Szalenie go kocham. Wiem, że mogłabym z nim spędzić resztę życia, więc jest to dla mnie duży ból, myśląc o tym, że najpewniej nigdy nie będzie mi to dane. - Powiedziałam, wiedząc, że pierwsze łzy spływają po moim policzku.
- Złotko, na razie, żyj tak jak byś nie wiedziała co ma nastąpić jutro, nawet tak okropne rzeczy. A zresztą i tak nikt nie wiem  co się zdarzy jutro. - Powiedział.
- Przepraszam! Nie chciała… - Zaczęłam mówić zupełnie zapłakana.
- Ciii! Będzie dobrze. Nic się nie stało. I nie przepraszaj. Należało mi się. - Powiedział przytulając mnie. Wtuliłam się w niego jak małe dziecko. Gdy trochę się uspokoiłam usłyszałam pytanie:
- Gdzie chciałabyś spędzić święta. U mnie czy u Grangerów? - Zapytał.
- I tu i tu. - Powiedziałam lekko się uśmiechając.
- Da się zrobić. - Powiedział. Po paru minutach odpłynęłam już do pięknej i spokojnej krainy Morfeusza.
***
Otworzyłam oczy. Byłam zmęczona, pomimo tego, że spałam. Spojrzałam na zegarek. Było już dawno po śniadaniu. Nie dziwię się. Wstałam z łóżka. Pierwsze co zobaczyłam to list, który leżał na biurku. Do mnie. Od Syriusza. Otworzyłam go i zaczęłam czytać:

Droga Hermiono!
 Wiem, że wolałabyś nie być sama, ale musiałem wyjść. Zasnęłaś, a mnie wezwał do siebie Dumbledore. Coś z Zakonu. Śmierciożercy gdzieś znowu narozrabiali. No i musiałem wyjść. Nie martw się.Załatwiłem, że nie musisz iść dziś na zajęcia. A i proszę cię, żebyś poszła do dyrektora w sprawie z wczorajszego tematu spotkania. Napiszę do ciebie jeszcze dziś o sprawach mniej poważnych niż te. Czekaj na sowę.
                                                                                                                              Ojciec


Postanowiłam pójść do łazienki, wziąć długą, relaksującą kąpiel. W łazience siedziałam jakieś czterdzieści minut. Po tym jak wyszłam ubrałam się na co dzień: w rurki, top i sweterek oraz szpilki. Włosy jak zazwyczaj i delikatny makijaż. Posprzątałam jeszcze w pokoju i łazience i postanowiłam pójść do dyrektora. Gdy byłam już pod wejściem do jego gabinetu powiedziałam hasło:
- Cukierkowy deszcz.
Ukazały się przede mną kręcone schody. Weszłam po nich do gabinetu.
- Dzień dobry panie profesorze. - Powiedziałam.
- Witaj Hermiono. - Odpowiedział.
- Więc słucham? Jakieś plany? - Zapytałam.
- Tak. Idziesz teraz do profesor McGonagall, a ona ma ci dać pozwolenie na wejście do działu Ksiąg Zakazanych. Szukasz tam tej książki i pozwoleniem, które ci zaraz napisze przynosisz ją do mnie. Jakieś pytania? - Zapytał na koniec.
- Jedno, maleńkie. Jaka klasa ma teraz lekcje z profesor McGonagall? - Zapytałam.
- Szósty rok, Gryfoni i Ślizgoni. - Odpowiedział.
- A czy mogę sobie wsiąść kogoś do pomocy? - Zapytałam.
- Możesz tylko nie będzie to pan Malfoy, bo przy nim to za dużo nie znajdziesz. - Powiedział uśmiechając się tajemniczo.
- Tak właściwie miałam na myśli Ginny Weasley. - Powiedziałam.
- Może być. Proszę to nakaz zabrania książki z biblioteki i zwolnienie dla panny Weasley. - Powiedział dając mi dwa papierki. Wyszłam z gabinetu i pognałam na dół do sali transmutacji. Otworzyłam drzwi:
- Dzień dobry pani profesor. - Powiedziałam grzecznie.
- Witaj Hermiono. Już ci daję to pozwolenie, poczekaj. - Powiedziała przerywając lekcję. Rozejrzałam się po klasie. Zauważyłam znudzoną Ginny. Ale się ucieszy kiedy się do wie, że zabieram ją z lekcji:
- Proszę. - Po chwili dostałam kolejną małą kratkę.
- Proszę pani jeszcze coś. - Powiedziałam i podałam jej zwolnienie Ginny.
- Dobrze, panno Weasley może pani wyjść. - Powiedziała, a Ginny  poderwała się z miejsca. Machnęłam ręką, żeby się pośpieszyła. Po chwili wyszłyśmy już z klasy.
- Ty cudotwórczyni! Jak ty mnie stamtąd zabrałaś? - Zapytała.
- A ma się te znajomości, ale nie mamy niestety wolnego. Idziemy do biblioteki. - Powiedziałam udając sztuczną radość.
- Ale po co? - Zapytała Ginny, która jednak cieszyła się, bo po tym jak się nudziła na lekcji widać było, że wszystko będzie lepsze niż tamto.
- Zobaczysz. - Powiedziałam. Po chwili byłyśmy w bibliotece. Podeszłam do bibliotekarki i podałam jej pozwolenie, a ta dała mi klucz i dwie przepustki do działu Ksiąg Zakazanych.
- Co my tu robimy? - Zapytała Ginny.
- Mówili ci co wczoraj było na zebraniu Zakonu Feniksa? - Zapytałam.
- Tylko o idiotycznym zachowaniu Rona. Z góry przepraszam cię za niego. - Powiedziała Ginny.
- Pomimo tego, że on zawsze tak działa: najpierw robi potem myśli, jest głupi i po prostu o mnie zazdrosny, to ma rację. Draco jeszcze nim nie jest, bo to tylko kwestia czasu. - Westchnęłam.
- Ja… - Zaczęłam.
- Nic nie możesz zrobić, nie zamartwiaj się tym Ginny. To mój problem i jego. - Powiedziałam.
- Czy ty go kochasz?- Zapytała.
- Jeszcze rok temu bym to wyśmiała, ale tak kocham jak wariatka. - Powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- A on? - Zapytała.
- Nie wiem. Dobra pogadamy później, bo przecież nasz spacer jest aktualny. A teraz mamy znaleźć książkę, taką szarą ze złotymi stronami, o zielarstwie mieszanym z eliksirami. - Powiedziałam.
- Ale po co? - Zapytała.
- Harry mówił ci o horkruksach? - Zapytałam.
- Tak, ale co ma piernik do wiatraka? - Zapytała znowu bardziej zdziwiona.
- Ktoś w tej książce zapisał z boku o dwóch horkruksach. Mamy ją znaleźć i zanieść dyrektorowi, ale żeby nie było mi smutno samej szukać, postanowiłam, że zabiorę ciebie z tej jakże ciekawej lekcji transmutacji i reszty dnia. - Powiedziałam.
- Aha, to do roboty. - Powiedziała. Zaczęłyśmy szukać, co jakiś czas wymieniłyśmy kilka zdań śmiejąc się. Minęła godzina, dwie. W końcu Ginny na nią trafiła.
- To chyba to. - Krzyknęła.
- Pokaż ją. - Powiedziałam i wzięłam od niej książkę. Otworzyłam. Zaczęłam przewracać na stronę dziewięćdziesiąt pięć. Wiedziałam, że ta strona mi się jeszcze przyda. Otworzyłam i bingo. To było to o co mi chodziło. Pobiegłyśmy do gabinetu dyrektora. Po chwili już z nim rozmawiałyśmy:
- Proszę, strona dziewięćdziesiąt pięć. - Powiedziałam.
- Dziękuję, wspaniała robota. - Powiedział.
- Możemy już iść, bo ja nie byłam na śniadaniu, ani obiedzie i jestem strasznie głodna. - Powiedziałam.
- Tak jasne, i jeszcze raz dziękuję. - Powiedział. Pierwsze co zrobiłyśmy to pobiegłyśmy do kuchni i zjadłyśmy co nie co. Potem ona poszła do Harrego, a ja Draco. Widziałam, że umiera ze strachu, a na pewno z tęsknoty i nudy. Po chwili byłam już w pokoju wspólnym Slytherinu. Zobaczyłam go i Roxi na fotelu:
- Nie przeszkadzam? - Zapytałam i podeszłam do nich.
- Na Merlina, gdzieś ty była? - Zapytali się oboje.
- Nie ważne, sprawy wyższej wagi, ale i tak zaraz spadam jestem umówiona z Ginny. - Powiedziałam.
- To ty się do rudzielca odzywasz? - Zapytał Draco.
- Tak, do rudzielca tak, ale jestem cholernie zła na tego egoistycznego dupka Weaslay’a. - Warknęłam.
- O co chodzi? - Zapytał znowu Draco.
- Nie mogę teraz tego tłumaczyć. - Powiedziałam.
- To może potłumaczysz mi to dziś o dwudziestej w pokoju życzeń. - Powiedział Draco.
- Randka? - Zapytałam.
- Tak, pasuje? - Zapytał.
- Jasne, że tak. - Powiedziałam i dałam mu całusa w policzek. Wybiegłam z pokoju i pobiegłam pod pokój wspólny Gryffindoru poczekać na Ginny. Zauważyłam, że w moją stronę idzie Ron i Harry:
- Cześć Harry. - Powiedziałam.
- Cześć. - Odpowiedział.
- Mógłbyś poprosić Ginny, żeby się pośpieszyła? - Poprosiłam go.
-Sama poproś ją o to. - Powiedział. - Poświęcenie. - Powiedział hasło. Po chwili byłam już w moim starym domu. Nic się nie zmieniło, te same stoły, kanapy, okna, zasłony, kominek.
Poszłam w stronę domitoriów dla dziewczyn. Oczywiście Ślizgonka wzbudziła uwagę w domu lwa. Nie patrząc na szepty. Szłam w określonym mi kierunku. Po chwili byłam u Ginny w pokoju:
- Jakoś ci się nie śpieszy. - Powiedziałam.
- Chwilka. - Krzyknęła z łazienki.
- Mogłam iść do swojego domitorium i dopiero przyjść tutaj. - Powiedziałam.
- Już możemy iść. - Powiedziała wychodząc. Wyszłyśmy razem z pokoju wspólnego i poszłyśmy na błonia. Było już dość chłodno, bo był koniec listopada.
- Dzisiaj cały dzień gadałyśmy o mnie i chyba już wiesz wszystko. Teraz moja kolej na pytania. Co tam jest między tobą, a Harrym. - Zapytałam.
- Nic, i to dosłownie. Normalnie na głowie mogę stawać i nic. - Powiedział rozżalona.
- Myślisz, że na Bal Bożonarodzeniowy cię zaprosi? - Zapytałam.
- Nie wiem. - Powiedziała przegrana. Rozmawiałyśmy i spacerowałyśmy jeszcze godzinę. W końcu udałyśmy się  do własnych domitorium. Była osiemnasta pięć. Poszłam do Roxi po notatki z lekcji. Zaczęłam się przygotowywać na jutro do szkoły, ale zrobiło się późno. Wzięłam prysznic, włosy zaczesałam jak zawsze, zrobiłam delikatny makijaż. Ubrałam się w szare rurki, białą bluzkę na ramiączkach z kolorowymi napisami, białe szpilki i niebieski, błyszczący sweterek zapinany na guziki. Wyszłam z domitorium. Gdy byłam pod pokojem była dwudziesta dziesięć. Spóźniłam się, ale Draco na pewno mi wybaczy. Otworzyłam drzwi do pokoju i nie mogłam uwierzyć w to co widzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz