środa, 30 stycznia 2013

Rozdział I

Właśnie jechałam powozem do Hogwartu. Do mojej ukochanej Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Chciałam jechać sama nie po to, żeby zostać sam na sam ze swoimi myślami,  tylko po to, aby zapalić i móc napić się do woli. Tak ja Hermiona Granger. A właściwie już nie Granger. Teraz nazywam się Hermiona Black- nazwisko po tatusiu. Mam tylko dwa wspomnienia z moim ojcem. Pierwsze jest dziwne, na początku go nienawidziłam, ale później się z niego śmiałam.
***
Był koniec sierpnia, wakacyjny wieczór. Mama zawołała mnie na kolację. Usłyszałam, że ktoś wszedł do domu. Pomyślałam, że to któraś z koleżanek mamy. Często zapraszała je do domu. Gdy zeszłam na dół zdziwiłam się, a nawet przestraszyłam. Ta osoba w moim domu nie wróżyła nic dobrego. W drzwiach zobaczyłam Syriusza Black’a i jego żonę. Usiedliśmy przy stole:
- Hermiono, mamy ci coś ważnego do powiedzenia. Nie chcemy cię więcej okłamywać. - Powiedział mój ojciec. Siedziałam przestraszona jakby coś zaraz  miało wywołać u mnie wielki ból.
- Nie jesteś naszą córką. - Powiedziała spokojnie moja matka. Przez chwilę nie rozumiałam sensu tych słów. Powtarzałam je sobie w myślach aż w końcu to do mnie dotarło. Moje oczy zaczęły wypełniać łzy. Pierwsza z nich spływała już po moim policzku. Wstałam szybko od stołu. Zapłakana pobiegłam do swojego pokoju. Chciałam zadać pytanie ”a kim są moi rodzice?”, ale odpowiedź sama mi się nasunęła. No bo co w moim domu robiliby Blackowie. Nie chciałam wiedzieć nic więcej. Nic mnie nie interesowało. Płakałam jeszcze jakąś dobrą godzinę. W końcu postanowiłam przestać. Wzięłam telefon i wybrałam numer, na który już od dłuższego czasu nie dzwoniłam. Po paru minutach byłam gotowa. Miałam na sobie czarną, lateksową miniówkę, białą bluzkę, błyszczącą kamizelkę i szpilki. Wzięłam małą, czarną torebkę i spojrzałam jeszcze raz w lustro. Miałam ciemny makijaż, ale było mi w nim ładnie. Moje włosy za pomocą jednego zaklęcia przefarbowałam na czarno z jasnymi pasemkami na końcach. Zaczesałam je do tyłu i trochę natapirowałam. Pewna siebie zeszłam na dół i bez słowa wyszłam z domu. Moim rodzicom i tym, i tym to się nie podobało. Jedna z kobiet w środku zajrzała przez okno oglądając moje poczynania. Wsiadłam do czerwonego samochodu. Za kierownicą siedziała wysoka blondynka, o niebieskich oczach, która niegdyś była moją przyjaciółką. Mindy poznała cztery miesiące temu jakiegoś chłopaka, który wmieszał ją w świat narkotyków, papierosów, używek i innych. Po tym straciłam z nią kontakt:
- Cześć dziewczyno! Miło cię znowu widzieć, - Powiedziała. Pocałowałam ją w policzek na powitanie.
- Mi ciebie też. Jedźmy, bo nie mogę już patrzeć na ten dom. - Powiedziałam prosząc. Ona tylko się uśmiechnęła i ruszyłyśmy. Naszym celem była willa jakiejś tam jej koleżanki, która urządziła imprezę. Gdy weszłam do środka poczułam tylko zapach alkoholu i papierosów. Nie przeszkadzało mi to. Sama pierwsze co zrobiłam to skosztowałam papierosów. Później następnego, i następnego.  Nawet nie liczyłam ile wypaliłam paczek. W między czasie wciągnęłam jeszcze trawkę. Oczywiście szybko też zdążyłam się upić. Była około druga w nocy. Zmęczona całą zabawą wzięłam kieliszek z czerwonym winem i wyszłam na taras. Było ciepło, a wręcz duszno. Patrzyłam w księżyc. Nagle usłyszałam za sobą znajomy głos:
- Ooo, kogo my tu mamy. Granger, nie wiedziałem, że umiesz tak ostro balować. Nawet chyba ja się nigdy tak nie upiłem. - Powiedział śmiejąc się tym swoim cynicznym uśmieszkiem.
- Malfoy, po pierwsze jak widzisz nawet ja potrafię być niegrzeczną dziewczynką, po drugie wcale dużo nie wypiłam, ale jak widać mam słabą głowę, więc są efekty.  Po trzecie nie jestem już Granger. - Przerwałam na chwilkę. - Hermiona Black, miło mi. - Wyciągnęłam rękę próbując powstrzymać śmiech. Uśmiechnął się do mnie i podała mi rękę. Jego oczy na chwilę przestały być wypełnione nienawiścią, ale były rozbawione.
- Jak to możliwe? - Zapytał zaciekawiony.
- Nie wiem. Nie chciałam tego słuchać. Zadzwoniłam po przyjaciółkę i znalazłam się tutaj. - Tłumaczyłam się. Przez chwilę poczułam się dziwnie. Przecież ja normalnie rozmawiałam z Malfoyem. Dopiero teraz przyjrzałam mu się dokładniej. Miał na sobie jasne jeansy, czarne buty, białą koszulę opinającą jego tors, rozpiętą na trzy ostatnie guziki, odsłaniając przy tym kawałek jego świetnie wyrzeźbionej klatki piersiowej. Przez wakacje jeszcze bardziej wyprzystojniał. Jego włosy w kolorze tlenionego blondu opadały mu niesfornie na czoło. Tylko jego oczy się nie zmieniły. Stalowe, pokazywały albo nienawiść albo nic.
- Co ty tak w ogóle tutaj robisz? Z mugolami? - Zapytałam.
- Kuzynka mnie tu ściągnęła. Mam nadzieję, że dotrzymasz mi towarzystwa i ze mną zatańczysz? - Zapytał i wyciągnął rękę w moją stronę. Lekko zaskoczona podałam mu dłoń. Po chwili znaleźliśmy się na parkiecie. Leciała właśnie wolna piosenka. Malfoy położył ręce na mojej tali i przyciągnął do siebie, a ja zarzuciłam dłonie na jego szyję. Tańczyliśmy wtuleni w siebie kiedy nagle muzyka przestała grać. Odsunęliśmy się:
- Chcesz coś do picia? - Zapytał.
- Tak, czerwone wino - Odpowiedziałam szybko. Wyszłam na taras. Po chwili chłopak już był koło mnie z dwoma kieliszkami w ręce. Wzięłam tę z czerwoną zawartością. Zaczęłam szukać w torebce papierosów, a następnie zapalniczki. Po chwili zaciągałam się dymem nikotynowym.
- Dlaczego to robisz? - Zapytał wskazując na wino i papierosa.
- Chcę sprawić Syriuszowi tyle bólu, ile on sprawił mi zatajając przede mną prawdę. - Powiedziałam na jednym oddechu. - Tak po za tym, chyba by się wkurzył gdyby mnie z tobą zobaczył. - Powiedziałam i uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Tak, byłby wściekły. - Powiedział. - Hermiono, boisz się, prawda? - Zapytał przeszywając mnie wzrokiem.
- Niby czego? - Zapytałam obojętnie.
- Tego co będzie jutro, w przyszłości. - Powiedział ciszej.
- Sama nie wie… - Przerwał mi kładąc na moich ustach palec. Wyciągnął z moich ust papierosa. Pocałował mnie. Najpierw delikatnie, ale gdy był już pewny, że go nie odtrącę zaczął  pogłębiać pocałunek. W końcu nasze języki zaczęły swój wspólny taniec. Nie wiedziałam czy trwało to sekundy czy godziny. Ogarniało mnie szczęście albo coś podobnego do szczęścia. Nie chciałam, aby to się skończyło. Jednak kiedyś musiało. Wreszcie oderwał się ode mnie i spojrzał mi w oczy, a potem odszedł. Jakaś moja cząstka chciała za nim pobiec, zatrzymać go, znowu poczuć jego usta, ale ta rozsądniejsza część nie pozwoliła ruszyć się moim nogom z miejsca. Postanowiłam, że zanocuje u koleżanki. 
 ***
Do końca wakacji moje dni wyglądały tak samo. Rano leczenie kaca, po południu spotkania z Draco, a wieczorem imprezy. Tylko dwa razy było inaczej. Zamiast na imprezie, byłam z Draconem.
***

Gdy skończyłam rozmyślać o moim pierwszym wspomnieniu doszłam do wniosku, że było w nim więcej Dracona niż Syriusza. Od razu na tę myśl poprawił mi się humor. Zauważyłam, że w moim powozie ktoś jest. Wiedziałam, że to Draco. Usiadłam koło niego wtuliłam się w niego i pocałowałam go. Oddawał pocałunki z taką samą pasją jak ja. Wiedziałam, że widzą to moi byli przyjaciele. Odsunęłam się od Draco i zaczęłam wspominać moje drugie spotkanie z ojcem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz