Kto normalny wraca do szkoły po
przerwie zimowej zupełnie opalony? No tak, ja. Idę właśnie z
Draco, Jenną, Zabinim, Roxi, Ginny i Harrym w stronę Hogwartu.
Całego ośnieżonego, białego jednak bardzo ciepłego. Ten mróz
mnie dobija. Tutaj są chyba najchłodniejsze zimy w całej Anglii.
– Ale jestem opalona. – Jęknęłam.
Jakoś strasznie mnie denerwował odcień mojej skóry.
– Nie marudź. Większość dziewczyn
będzie ci zazdrościć. – Stwierdziła Ginny.
– Tyle, że czuję się
tak nienaturalnie.
– Ty to masz problemy. Zmień się lepiej w starą Granger, bo Owutemy się zbliżają. – Zaczęła
Roxi.
– Ani myślę, Granger była
nudziarą. – Zadarłam nosa. Usłyszałam tylko śmiech moich
przyjaciół. Najbardziej śmiał się Dracon:
– Powtarzałem ci to od pierwszego
roku, ale ty dalej stawiałaś na swoim. – Śmiał się. Schyliłam
się po trochę śniegu i szybko uformowałam z niego kulkę.
Rzuciłam nią w blondyna. Ja to mam cela. Trafiłam w samą twarz. I
tak oto zaczęła się bitwa na śnieżki. Po godzinie zmagań na
mrozie dotarliśmy do swoich dormitoriów. Zamiast iść z peronu
dziesięć minut szliśmy dwie godziny. Tempo godne naśladowania.
(Tak jak tempo pisania rozdziału przeze mnie – przy. aut. -,-’)
Do kolacji zostało mi kilkanaście minut. Zdjęłam zupełnie mokre
ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Ciepła woda mnie rozgrzała.
Umyłam włosy szamponem cytrynowym i po chwili stałam już owinięta
w puchowy ręcznik przed szafą. Ubrałam zwykłe jeansy i zielony
sweterek. Szybkim zaklęciem włosy ułożyłam w koka i zrobiłam
delikatny makijaż. Po chwili znajdowałam się w pokoju wspólnym.
Zauważyłam Dracona:
– Idziemy na kolację? – Zapytałam.
– Czekamy na resztę. – Odparł i
poklepał miejsce obok siebie. Usiadłam, a Draco położył się
wzdłuż kanapy kładąc głowę na moich kolanach.
– Nareszcie chwila dla siebie. Odkąd
reszta jest z nami, nie mogłem się w pełni tobą nacieszyć. – Powiedział. Zaczął się bawić moimi włosami.
– Aż taki jesteś napalony? – Zapytałam żartem.
– Strasznie, piękna. – Uśmiechnął
się. Schyliłam się i delikatnie go pocałowałam. Oczywiście
wtedy przyszedł Zabini.
– Słońca wy moje, was zostawić na
chwilę, a już się kleicie. Jakbym tak wyjechał na chwilę dłużej
to tu by można przedszkole już założyć. – Zaśmiał się.
– Wujku Blaise, to nie głupi pomysł. – Skomentowałam.
– O nie. Wujkiem to ja mogę zostać,
ale to może po szkole, co? – Zapytał wyszczerzony.
– Jak dożyjemy… – Powiedział
Draco. Nagle zrobiło się smętnie. Został poruszy temat zakazany.
Śmierciożerstwo.
– Ewentualnie nie wytrzymam z nim
psychicznie. – Wskazałam na blondyna próbując rozładować
napięcie. Po chwili chłopcy zaczęli się śmiać, więc chyba mi
się udało.
– Nie masz wyjścia Herm. – Zdrobnił moje imię i pocałował mnie.
– Nie wiem jak wy, ale ja jestem
głodny, więc odklejcie się od siebie i chodźcie na kolację – Skwitował Blaise. Dracon oderwał się ode mnie na co skrzywiłam
się.
– Rzeczywiście oni są upierdliwi. – Szepnęłam.
– Słyszałem! – Krzyknął Zabini
oddalający się od nas.
– Niby jak… – Powiedziałam
jeszcze ciszej.
– Też słyszałem! – Krzyknął
głośniej. Podniosłam się z kanapy i podeszłam do niego.
Nachyliłam się nad jego uchem i zaczęłam krzyczeć:
– A to słyszysz?!
– Zwariowałaś?! – Krzyknął.
– Byłeś chyba głodny? – Zapytałam jakby się nic nie stało. Draco, Rox i Jen, które
najwyraźniej widziały, a raczej słyszały mój wrzask tarzali się
ze śmiechu.
– Chodźcie idziemy.
Będąc na korytarzu przybiegła do nas
Ginny, a raczej do mnie:
– Słyszałam, że ludzie plotkują
na temat tego, że Harry i Smoku się dogadują. – Powiedziała.
– A co Harry na to? – Zapytałam.
– Ma to w nosie. – Uśmiechnęła
się. Po chwili już jej nie było.
– Draco, masz ochotę na małe
przedstawienie? – Zapytałam.
– Ta…czyli co? – Bąknął
inteligentnie.
– Wejdź do sali razem z Harrym.
– Tyle? – Zdziwił się.
Przytaknęłam. – To luz. Ludzie nie mają już o czym gadać. Poti,
chodź no tu. – Krzyknął do zbliżającego się Wybrańca.
– To co, kolejna popijawa? Teraz może
w Griffindorze. – Zapytał podchodząc.
– Ziejesz optymizmem. – Skomentowała Jenna.
– A i owszem. Póki żyje to
korzystam z życia. – Zaśmiał się. Minęliśmy wrota Wielkiej
Sali. Miny uczniów. Bezcenne. Ba! Nauczycieli. Roześmialiśmy
jeszcze głośniej. Draco wymienił z Harrym kilka uwag, a Roxellan
skomentowała czyjś ubiór, pokazując to Ginny, na co ona
zachichotała. Wtedy rozeszliśmy się do swoich stołów. Gryfoni
byli zszokowani, ale co więcej Ślizgoni też. W pośpiechu zjadłam
kolację. W połowie dyrektor powiedział tylko, że cieszy się
widząc nas wszystkich w komplecie, ma nadzieję, że przeżyliśmy
wspaniałe święta oraz ma na uwadze nasze starania w nauce w tym
semestrze. Na koniec wspomniał tylko prefektom o zgłoszenie się
jutro do niego. Po tym udałam się do swojego dormitorium. Była
tylko dziesiąta, ale jako, że uwielbiam jakże prostą czynność
jaką jest spanie udałam się po piżamę. Wpadłam na mały
pomysł. Gdy tylko byłam gotowa do snu zamknęłam swoją sypialnię
i udałam się do Malfoy’a. Skoro ja spałabym u siebie, a blondyn
u siebie to marnowalibyśmy tylko łóżko. Po minucie leżałam w
pokoju mojego chłopaka. Chwilę potem wyszedł on z łazienki w
samych spodniach od pidżam. Nawet mnie nie zauważył.
– Witam moją poduszkę. – Ujawniłam się.
– Właśnie miałem do ciebie iść.
– Uśmiechnął się. Położył się koło mnie na boku i zaczął
bawić się moimi włosami.
– W tym roku czekają nas testy,
koniec szkoły i co potem? – Zapytał.
– Będziemy żyć długo i
szczęśliwie. Możemy nawet się ukrywać. Uciec od kłopotów. – Uśmiechnęłam się.
– Co jeśli Voldemort zaatakuje przed
zakończeniem roku? – Kolejne pytanie.
– Wtedy postaramy się go zniszczyć,
razem z Harrym. Tak aby nikomu nic się nie stało. – Westchnęłam.
– Optymistyczne myślenie. To pani
wszechwiedząca co będzie za 20 lat? – Uniósł brew.
– Tego nie wiem. – Zaśmiałam się.
– A ja wiem. – Spojrzałam na jego
roześmiane spojrzenie. – Będziemy razem odprowadzać swoje dzieci
na peron 9 i 3/4. – Patrzył na mnie cały czas. Zdębiałam.
– Masz aż takie plany co do mnie? – Wydukałam.
– Mniej więcej. – Pocałował mnie
w czoło. – Chodźmy spać. Przytuliłam się do jego toru, a on
objął mnie ramieniem. Tak odpłynęliśmy w krainę Morfeusza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz