środa, 30 stycznia 2013

Rozdział XV

Kierowałam się w stronę gabinetu dyrektora. Razem z drugim prefektem – Draconem. Szliśmy w zupełnej ciszy. Obejmował mnie ramieniem, a ja jego w pasie. Wystarczyła nam swoja obecność. Cieszyłam się chwilą. Gdy za zakrętu wyglądał gargulec prowadzący do gabinetu dyrektora zauważyłam, że wszyscy już są. Dwójka Krukonów i Puchonów oraz Ronald Weasley i Levander Brown. W chwili kiedy się zatrzymaliśmy zegar wybił godzinę, na którą byliśmy umówieni z dyrektorem. W tym, że momencie ukazały nam się schody. W końcu usłyszeliśmy:
– Witam prefektów. Na wstępie chciałem powiedzieć, że zaczął się nowy semestr w związku z tym dziękuje Puchonom i Krukonom za nocne patrole. Do czerwca ten obowiązek będzie należeć do Gryfonów oraz Ślizgonów. Ustaliliśmy taki podział Domów, aby załagodzić konflikty między nimi. Szczególnie między Gryffinorem, a Slytherinem. – Spojrzał na mnie karcąco. – Ravenclaw i Huffelpuf może już iść. – Zakończył monolog. – Tylko pamiętajcie o pozostałych obowiązkach prefektów. – Dodał. Po chwili milczenia znowu zaczął.
– Chcę, aby wasza współpraca była choćby spokojna. Macie na siebie nie krzyczeć, nie rzucać, nawet tych głupich zaklęć. Macie być punktualni i trzeźwi, racja panno Black i panie Malfoy? – Ostatnie słowa zaakcentował i spojrzał rozbawionym wyrokiem na nas.
– My!? Panie dyrektorze… – Uśmiechnął się Draco.
– Wierzę w możliwości Ślizgonów. – Skomentował. – A raczej waszej dwójki.
– No ma pan rację. – Powiedziałam.
– Zaczynacie za piętnaście minut, do godziny drugiej. – Spojrzałam na zegar, wskazywał dwudziestą czterdzieści pięć. Udałam się na chwilę z Draco do swoich dormitoriów. Gdy byłam w swoim pokoju wpadłam na głupi pomysł. Wzięłam z barku dwie butelki Ognistej, zmniejszyłam je jednym ruchem różdżki i ostrożnie włożyłam do kieszeni. Punkt dwudziesta pierwsza byliśmy na miejscu. Po chwili przyszli też Ron i Levander.
– To robimy tak. Pierwsze dwie godziny patrolujemy razem, a potem oddzielnie z małymi spotkaniami tutaj co jakiś czas dla pewności, ok? – Zaproponowałam.
– Niech będzie. – Gryfgoni zgodzili się bez marudzenia. 
- Dlaczego nie ma tu Harrego i Ginny? - Zapytał Dracon.
- Bo ich zastępujemy, zmieniamy się, a McGonagall to nie przeszkadza. -Odpowiedział Ron niezbyt grzecznie. Wzruszyłam tylko ramionami. Wspólny czas zleciał nam dość bez konfliktowo. Ronald zwrócił nam tylko kilka razy uwagę, żebyśmy tak publicznie nie obnażali swojej wielkiej miłości. Za którymś razem gdy to powiedział żyłka na czole zaczęła mi niebezpiecznie pulsować. Zatrzymałam się i wypiłam w wargi Dracona. Ten tylko pogłębił pocałunek i objął mnie w tali. Zarzuciłam ręce na jego szyję przyciągając go jak najbliżej siebie. Gdy się oderwaliśmy od siebie Ron mało co nie wybuchł.
– Nie moja wina, że jesteś zazdrosny. – Skomentowałam. Po tym małym incydencie podzieliłam się z Levander miejscami patrolu i umówiłyśmy się za godzinę przy gabinecie Dumbledora. Wzięłam szybko blondyna za rękę i pobiegłam w stronę Pokoju Życzeń. Gdy do niego weszliśmy zobaczyliśmy przytulny, ale w nowoczesnym stylu pokój. Wyjęłam z kieszeni alkohol. Były to dwie samo-napełniające się butelki Ognistej Whisky.
– Przepraszam za brak manier, ale ciągnę z gwinta. – Zaśmiałam się.
– Twoje zdrowie. – Zderzyliśmy się butelkami. Pijąc oczywiście zaczęliśmy się wygłupiać. Nagle ktoś wszedł do Pokoju Życzeń. Zareagowaliśmy opóźnioną reakcją przez nasz stan pijaństwa. Był to Rudy z Lav.
– Wy…jesteście pijani? – Zrobił oczy jak dwa spodki.
– Nie Ronuś. Jesteśmy trzeźwi. – Powiedziałam.
– Pijani w cztery dupy. – Zaczął się śmiać.
– Cholera! Ty… się rypiesz z nas. – Draco mało co nie zakrztusił się Ognistą.
– Możemy się dołączyć? – Zapytał po chwili. Wyplułam ze zdziwienia zawartość w ustach.
– Wesley, wszystko okej? Ty chcesz z nami, Ślizgonami pić? – Zapytałam.
– No mniej więcej to powiedziałem. Hermiono, twoja inteligencja chyba spadła przez niego. – Wskazał na blondyna.
– Nie, to przez Zabiniego. – Powiedziałam jednocześnie ze Smokiem. Zaczęliśmy się śmiać. Jednak usłyszeliśmy jeszcze inne głosy poza nami.
– Tak zawsze wszystko przeze mnie. – Ktoś marudził. Po chwili naszym oczom ukazał się Blaise, Roxi, Jen, Ruda i Potter.
– To co melanżyk? – Zapytał Smoku.
– A co z naszym patrolem? – Zapytała Levander. Harry spojrzał na Rona. Po chwili wyciągnął pożółkły kawałek papieru.
– Rogacz, Łapa, Lunatyk i Glizdogon prezentują Mapę Huncwotów. – Przeczytał Harry. Moi Ślizgońscy przyjaciele byli zaciekawieni przedmiotem. Gdy zobaczyli jakie ma właściwości Jenna zapytała:
– Poti, skąd masz to cudo?
– Fred i George zwinęli to Filchowi na pierwszym roku. – Wyjaśnił.
– Ej, Glizdogon to ten Glizdogon? – Zapytał Draco.
– Tak, Lunatyk to Lupin, Łapa to Syriusz Black, a Rogacz to mój ojciec. Rozrabiaki stulecia. Nawet bliźniacy Weasley nie dorastają im do pięt. – Uśmiechnął się.
– No nieźle. – Skomentował Diabeł.
– A więc tak…gdy na mapie zobaczymy jakiegoś nauczyciela w pobliżu eliksir na kaca i zapierdalać na korytarze. – Zakończył Bliznowaty.
– Jaki wulgarny. – Powiedziałam.
– Kobieto, nie pieprz. Polewaj. – Dodał Blaise. Od razu wyczarowałam dodatkowe samo-napełniające się butelki Ognistej. Po kilkunastu minutach chłopcy już któryś raz z kolei urządzali sobie konkurs kto wypije więcej za jednym razem. Ci, którzy przegrywali żądali dogrywek, bo ich urażone, napite dumy nie tolerowały porażki. Tak w miłym towarzystwie spędziliśmy czas do czwartej nad ranem, bez większych problemów jeżeli chodzi o obowiązki prefektów. Następnego dnia zrobiliśmy małe zamieszanie. Malfoy i Wesley. Odzywający się do siebie. W koleżeńskich warunkach. Kolejny mit obalony. Lekcje przebiegły również bezproblemowo. Umówiliśmy się na małą imprezkę Gryffindor – Slytherin. Miało być sporo osób. Ja, Draco, Zabini, Jenna, Roxi oraz druga cześć mocy – Potter, Rudzielec, Wesley, Lav i Nevile. Ustaliliśmy, że spotkamy się w Pokoju Życzeń po kolacji. Po całym dniu spędzonym z przyjaciółmi postanowiłam się odświeżyć. Tuż przed kolacją, nie zwracając uwagi na spóźnienie udałam się do swojego dormitorium. Po piętnastu minutach byłam gotowa, lecz mój wzrok przykuła czarna sowa siedząca przy moim wyczarowanym oknie. Zastanawiałam się jak się tu dostała, skoro jestem pod ziemią (no w lochach). Zauważyłam jednak, że do jej nóżki jest przypięty list . Podeszłam do niej i wzięłam kartkę. Była to srebrna koperta, na której znajdowało się moje imię. Otworzyłam ją i zaczęłam czytać:

Hermiono Jean Black,
Wyrażę się krótko – chcę abyś zasiliła moje szeregi. Jesteś inteligenta i utalentowana, z dobrej rodziny. Jednak doskonale wiem, że się nie zgodzisz. Na zachętę powiem Ci, że Grangerowie dzielnie znoszą cruciatusy.
Liczę na szybką odpowiedź.                                                                                                                                T.M. Riddle

Ręce trzęsły mi się okropnie. Nie zauważyłam nawet kiedy ciążące łzy zaczęły spływać mi po policzkach. To nie może tak być. Nie dość, że Draco, Jenna, Roxellan i Blaise to jeszcze ja. Chciałam coś zrobić, ale nie mogłam. Płakałam jeszcze bardziej. Musiałam powiedzieć Draco. Wybiegłam ze swojego pokoju. W Pokoju Wspólnym nikogo nie było. Wszyscy jedli kolację. Udałam się tam w zastraszającym tempie nie patrząc na swój stan. Gdy w zasięgu wzroku znalazły się drzwi Wielkiej Sali zobaczyłam, że przekracza je Potter. Zawyłam wręcz z rozpaczy. Odwrócił się:
– Harry, błagam pomnóż mi! – Rzuciłam mu się na szyję. Zaczął mnie głaskać po plecach. Staliśmy tak przy końcu Wielkiej Sali. Panowała cisza. Po chwili słyszałam koło siebie moich przyjaciół.
– Herm, co się stało? – Zapytał jako pierwszy Draco. Odrywając się od Harrego podałam mu list. Po szybkim przeczytaniu wraz twarzy mojego chłopaka wyrażał wściekłość.
– Nie ty! Cholera, nie pozwolę na to. Ciebie nie spotka taki los. – Zaczął krzyczeć.
– Ale on ma… – Szlochałam.
– Coś wymyślimy. – Powiedział spokojniej.
– Draco, dziękuje. – Zaczęłam tracić przytomność.
[Dracon]
Złapałem ją. Wziąłem delikatnie na ręce, a list cisnąłem w stronę Pottera:
– Zajmij się tym. Pasowało by, aby nie robić jeszcze większego zamieszania z tym wszystkim. Zaniosę ją do pani Pomfrey. – Syknąłem dalej zły. Zauważyłem jak Harry czyta list:
– Co?! – Krzyknął. Wtedy wtrącił się Zabini:
– Smoku, daj ją. Pójdę z dziewczynami zanieść ją do Skrzydła Szpitalnego, a potem mi wyjaśnisz o co chodzi. – Zaproponował. Podziękowałem mu wzrokiem i razem z Harrym udałem się w stronę stołu nauczycielskiego.
– Panie dyrektorze, proszę zerknąć. – Powiedział Potter i podał list.
– Tak, to nie jest zbyt dobra wiadomość. – Zaczął się zastanawiać Dumbledore.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz